Gdy Andy wyszedł, przespałem się jeszcze ze dwie godziny i pewnie spałbym dłużej, ale obudziły mnie strzały z karabinu, czyli dźwięk dzwonka mojej komórki. Serio muszę go zmienić, bo ludzie się boją jak ktoś do mnie dzwoni w miejscu publicznym. Ale te ich miny... nie, jednak nie zmienię.
Spojrzałem na wyświetlacz: jedno nieodebrane połączenie od: Alice. O, moja kochana siostrzyczka odzywa się po dwóch latach milczenia, jak miło. Ciekawe czego chce. Długi, kasa na alkohol, a może wyjeżdża i nie ma komu wcisnąć opieki nad bachorami? Nie dzwoniłaby po nic, za długo ją znam.
Po całym pokoju rozległ się dźwięk kobiecego krzyku. Czyli sms. I to od Alice. Może to jednak coś ważnego?
Chwilę walczyłem ze sobą, czy otworzyć wiadomość czy nie, ale w końcu zrobiłem to, z czystej ciekawości.
"Przyjedź do Missouri, to ważne."
Ha, jeszcze czego, mam jechać, lecieć, cokolwiek, kilkaset kilometrów z Atlanty do Missouri tylko po to, żeby zobaczyć się ze znienawidzoną siostrzyczką alkoholiczką z jakiegoś, jak przypuszczam, błahego powodu?! Nie. Zadzwonię do niej. Jeśli to będzie na prawdę ważne to pojadę. Musi się wreszcie nauczyć, że nie będzie dostawała wszystkiego, czego zapragnie.
Wykręciłem numer do Alice, która odezwała się zanim usłyszałem pierwszy sygnał.
- Dostałeś sms'a? Przyjedź, przyleć, przypłyń, cokolwiek, do domu cioci Felice. Mam do ciebie ważną sprawę, pośpiesz się. Kasę na bilet przelałam ci na konto wczoraj wieczorem. Samolot odlatuje o piątej w południe. Pa.
Rozłączyła się nim zdążyłem się odezwać. Jej głos dziwnie się zmienił, nie był teraz bełkotem pijaczki. Teraz był to głos normalnej kobiety, ale to pewnie tylko pozory.
Może na prawdę powinien tam polecieć? Dwa dni tak posiedzę, dowiem się czego ona chce i wracam. Andy pewnie nie będzie miał nic przeciwko. Na cały tydzień zapowiadają deszcze i ogólnie, złą pogodę, a on nie jest w takich chwilach rozmowny. Pójdę do niego i zostawię mu list. Jeśli dołączę do niego jakiegoś batonika to nie będzie na mnie zły.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Nabazgrałem na kartce kilka krótkich zdań moim niestarannym pismem, ubrałem się i wyszedłem z domu. Zauważyłem jakąś postać, znikającą za zakrętem.
Na końcu ulicy stał mały, niezbyt zadbany dom z kilkoma stokrotkami (albo niezapominajkami, bo moja wiedza o kwiatach jest mniejsza niż wiedza mojej babci o internecie). Andy nigdy go nie sprzątał, czasami tylko przejeżdżał niedokładnie kosiarką bo zarośniętej trawie i tyle. Klucze chował w przewróconej doniczce, którą nikomu nie chciało się podnieść, więc ze znalezieniem ich nie miałbym większego problemu, gdyby nie to, że leżały na parapecie. Dziwne. Może się spieszył i zapomniał odłożyć ich na miejsce. Wziąłem je i chciałem otworzyć drzwi, ale, ku mojemu zdziwieniu, były otwarte. Czy jemu trzeba przypominać o tak oczywistych rzeczach jak zamykanie drzwi?
Wszedłem do środka i pierwsze co przykuło moją uwagę to lodówka, której drzwiczki były otwarte na oścież. Ale za chwilę zauważyłem coś ciekawszego. Na stole, pod pustym wazonem leżała kartka. Co jak on znowu próbował... Nie mógł... Obiecał...
Wziąłem ją i przeczytałem małe literki, które ją pokrywały. Wyglądały jak wydrukowane... nie... one zdecydowanie były wydrukowane. Ale nie same literki przykuły moją uwagę, tylko słowa które były z nich ułożone:
Ashley,
jeśli chcesz jeszcze kiedyś zobaczyć Andy'ego, szukaj w Missouri. Będzie w miejscu, w którym nie będziesz się go spodziewał, więc nie trudź się szukaniem w nawiedzonych domach czy piwnicach.
Śpiesz się.
Włożyłem list do kieszeni i wybiegłem z domu. Wróciłem do siebie i spakowałem do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy oraz kilka ubrań. Zamknąłem drzwi, pobiegłem na bardziej zaludnioną drogę i zamówiłem taksówkę na lotnisko, gdzie kupiłem bilet i postanowiłem zaczekać tam te kilka godzin, które zostały do odlotu samolotu.
Przez cały czas zastanawiałem się nad treścią tego listu. Po co im Andy? Co chcą mu zrobić? Czemu mnie o tym poinformowali? I gdzie do cholery mam go szukać?
Wpatrywałem się w odlatujące samoloty i wsiadających do nich ludzi. Jedni cieszyli się ze wspólnego urlopu, drudzy płakali, bo nie chcieli się rozstawać, a jeszcze inni śpieszyli się, ciągnąc za sobą teczki i poprawiając krawaty, lub przygładzając marszczące się sukienki. Co chwilę z głośnika wzywano ludzi do hali odlotów lub reklamowano promocje hamburgerów w drogiej, lotniskowej knajpce.
Poszedłem do pierwszej lepszej kawiarni i zamówiłem latte, którą po kilku minutach przyniosła mi niezbyt zgrabna kelnerka. Szybko wypiłem kawę i udałem się na odprawę, bo zostało 45 minut do odlotu.
Chwilę później siedziałem już w samolocie w niezbyt wygodnym fotelu i przeglądałem kupioną w kiosku gazetę. Na szczęście nie było dużo ludzi, więc nikt się do mnie nie dosiadł i miałem spokój.
*
Obudził mnie głos stewardessy informujący o tym, że lądujemy i, że mamy zapiąć pasy. Moje były zapięte. Włożyłem gazetę i słuchawki od telefonu do plecaka, który był moim jedynym bagażem, więc nie musiałem się z nim rozstawać na czas lotu. Wyjrzałem przez małe, okrągłe okno. Była noc, ale plac oświetlały różne lampki i światła. Po wyjściu z samolotu zawołałem taksówkę i podałem adres, który znałem na pamięć, bo przecież kiedyś tam mieszkałem.
Zadzwoniłem do drzwi. W domu było ciemno, pewnie śpią i ich pobudzę, ale lepsze to niż czekanie na dworze do rana, albo nawet do południa. Nikt nie otworzył. Zadzwoniłem jeszcze raz i w górnym oknie zapaliło się światło, i po chwili ujrzałem zaspaną Alice w niebieskiej, trochę za małej piżamie w białe kropki. Dalej ją ma. Kilkanaście lat temu, gdy się wyprowadzałem też ją miała.
Gestem zaprosiła mnie do środka i zaprowadziła na górę, do mojego starego pokoju. Wszystko w nim było w takim stanie w jakim go zostawiłem, nawet rozwalona w pośpiechu pościel i porozrzucane po podłodze ubrania zostały na tym samym miejscu. To dobrze. Nie lubię jak ktoś dotyka moje rzeczy. Andy'emu wyjątkowo czasami pozwalałem... no właśnie, Andy. Muszę go poszukać.
- Połóż się, pewnie jesteś -
- Wrócę rano, muszę coś załatwić, nie czekajcie ze śniadaniem. - oznajmiłem, niedbale rzucając plecak w kąt pokoju. Alice pokiwała głową i wróciła do siebie, zostawiając mnie samego z wolną wolą. Wyszedłem więc z domu i pobiegłem w stronę miasta. Kompletnie nie wiedziałem, gdzie jest to miejsce, w którym nie spodziewałbym się go zobaczyć, więc najpierw popytałem tych ogarniętych, nie najebanych przechodniów, czy widzieli coś podejrzanego, ale wszyscy zaprzeczali. Minęła godzina, albo dwie. Nie miałem telefonu ani zegarka, czy czegokolwiek, więc musiałem polegać na swoim poczuciu czasu.
W końcu zdecydowałem, że pójdę na jakiegoś drinka, później kontynuuję moje bardzo profesjonalne poszukiwania. Byłem na jakiejś ulicy, którą widzę pierwszy raz w życiu po dwudziestu latach mieszkania w tym mieście. Po przejściu kilkuset metrów usłyszałem klubową muzykę dochodzącą z prawdopodobnie drzwi po mojej prawej. Podszedłem bliżej i je uchyliłem. Nie myliłem się, bo byłem w jakimś klubie. Podszedłem do lady i zamówiłem "coś mocniejszego".
Dopiero, gdy się rozejrzałem, zorientowałem się, że jestem w klubie z jakimś gejowskim striptizem. Dobra, może i jestem gejem, ale widok faceta w krótkiej spódnicy i butach na szpilkach, tańczącego na rurze był zabawny. Gdy uważniej się przyjrzałem, zobaczyłem jedną dziwną rzecz, a mianowicie - wszyscy byli strasznie posiniaczeni. Ok, może i normalna rzecz, walniesz o coś i masz siniaka, ale oni mieli w nich całe ciało, a na plecach mieli czerwone ślady, które wyglądały jakby oberwali z bata.
Jeden z nich siedział pod ścianą i obojętnie wpatrywał się w resztę. Podszedłem do niego i usiadłem obok. (przyp. aut.: Ashley, i tak nie poruchasz) Popatrzył na mnie niebieskimi oczami, które były łudząco podobne do oczu Andy'ego. Podobnie jak jego włosy. Ogólnie był do niego podobny. Zaraz. To był Andy.
***
no i jest.
dziękuję za komentarze, miałam nadzieję, że będzie ich trochę więcej, no ale 7 to i tak bardzo dużo, więc kc i jeśli to czytacie to komentujcie dalej, bo jak się czyta takie komentarze to się morda cieszy :3
jak sądzicie, co Andrzej tam robi?
Przez cały czas zastanawiałem się nad treścią tego listu. Po co im Andy? Co chcą mu zrobić? Czemu mnie o tym poinformowali? I gdzie do cholery mam go szukać?
Wpatrywałem się w odlatujące samoloty i wsiadających do nich ludzi. Jedni cieszyli się ze wspólnego urlopu, drudzy płakali, bo nie chcieli się rozstawać, a jeszcze inni śpieszyli się, ciągnąc za sobą teczki i poprawiając krawaty, lub przygładzając marszczące się sukienki. Co chwilę z głośnika wzywano ludzi do hali odlotów lub reklamowano promocje hamburgerów w drogiej, lotniskowej knajpce.
Poszedłem do pierwszej lepszej kawiarni i zamówiłem latte, którą po kilku minutach przyniosła mi niezbyt zgrabna kelnerka. Szybko wypiłem kawę i udałem się na odprawę, bo zostało 45 minut do odlotu.
Chwilę później siedziałem już w samolocie w niezbyt wygodnym fotelu i przeglądałem kupioną w kiosku gazetę. Na szczęście nie było dużo ludzi, więc nikt się do mnie nie dosiadł i miałem spokój.
*
Obudził mnie głos stewardessy informujący o tym, że lądujemy i, że mamy zapiąć pasy. Moje były zapięte. Włożyłem gazetę i słuchawki od telefonu do plecaka, który był moim jedynym bagażem, więc nie musiałem się z nim rozstawać na czas lotu. Wyjrzałem przez małe, okrągłe okno. Była noc, ale plac oświetlały różne lampki i światła. Po wyjściu z samolotu zawołałem taksówkę i podałem adres, który znałem na pamięć, bo przecież kiedyś tam mieszkałem.
Zadzwoniłem do drzwi. W domu było ciemno, pewnie śpią i ich pobudzę, ale lepsze to niż czekanie na dworze do rana, albo nawet do południa. Nikt nie otworzył. Zadzwoniłem jeszcze raz i w górnym oknie zapaliło się światło, i po chwili ujrzałem zaspaną Alice w niebieskiej, trochę za małej piżamie w białe kropki. Dalej ją ma. Kilkanaście lat temu, gdy się wyprowadzałem też ją miała.
Gestem zaprosiła mnie do środka i zaprowadziła na górę, do mojego starego pokoju. Wszystko w nim było w takim stanie w jakim go zostawiłem, nawet rozwalona w pośpiechu pościel i porozrzucane po podłodze ubrania zostały na tym samym miejscu. To dobrze. Nie lubię jak ktoś dotyka moje rzeczy. Andy'emu wyjątkowo czasami pozwalałem... no właśnie, Andy. Muszę go poszukać.
- Połóż się, pewnie jesteś -
- Wrócę rano, muszę coś załatwić, nie czekajcie ze śniadaniem. - oznajmiłem, niedbale rzucając plecak w kąt pokoju. Alice pokiwała głową i wróciła do siebie, zostawiając mnie samego z wolną wolą. Wyszedłem więc z domu i pobiegłem w stronę miasta. Kompletnie nie wiedziałem, gdzie jest to miejsce, w którym nie spodziewałbym się go zobaczyć, więc najpierw popytałem tych ogarniętych, nie najebanych przechodniów, czy widzieli coś podejrzanego, ale wszyscy zaprzeczali. Minęła godzina, albo dwie. Nie miałem telefonu ani zegarka, czy czegokolwiek, więc musiałem polegać na swoim poczuciu czasu.
W końcu zdecydowałem, że pójdę na jakiegoś drinka, później kontynuuję moje bardzo profesjonalne poszukiwania. Byłem na jakiejś ulicy, którą widzę pierwszy raz w życiu po dwudziestu latach mieszkania w tym mieście. Po przejściu kilkuset metrów usłyszałem klubową muzykę dochodzącą z prawdopodobnie drzwi po mojej prawej. Podszedłem bliżej i je uchyliłem. Nie myliłem się, bo byłem w jakimś klubie. Podszedłem do lady i zamówiłem "coś mocniejszego".
Dopiero, gdy się rozejrzałem, zorientowałem się, że jestem w klubie z jakimś gejowskim striptizem. Dobra, może i jestem gejem, ale widok faceta w krótkiej spódnicy i butach na szpilkach, tańczącego na rurze był zabawny. Gdy uważniej się przyjrzałem, zobaczyłem jedną dziwną rzecz, a mianowicie - wszyscy byli strasznie posiniaczeni. Ok, może i normalna rzecz, walniesz o coś i masz siniaka, ale oni mieli w nich całe ciało, a na plecach mieli czerwone ślady, które wyglądały jakby oberwali z bata.
Jeden z nich siedział pod ścianą i obojętnie wpatrywał się w resztę. Podszedłem do niego i usiadłem obok. (przyp. aut.: Ashley, i tak nie poruchasz) Popatrzył na mnie niebieskimi oczami, które były łudząco podobne do oczu Andy'ego. Podobnie jak jego włosy. Ogólnie był do niego podobny. Zaraz. To był Andy.
***
no i jest.
dziękuję za komentarze, miałam nadzieję, że będzie ich trochę więcej, no ale 7 to i tak bardzo dużo, więc kc i jeśli to czytacie to komentujcie dalej, bo jak się czyta takie komentarze to się morda cieszy :3
jak sądzicie, co Andrzej tam robi?
Matko jedyna, Kobieto, Ty chcesz mnie chyba zabić! Ewidentnie zejdę na zawał serca... Jak możesz przerywać w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńOgólnie miodzio, ja chcę więcej kuźwaaaa! Mam niedobór, no. Pokochałam obydwie Twoje historie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy każdej z nich.
Proszę, nie daj nam długo czekać.
Weny! Pozdrawiam, kocham
~ Dark Lady <3
Cud, miód i orzeszki :3
OdpowiedzUsuńdawaj dalej, czekamy!!!!!!!
zakochanawmuzyce :*
Zabiję Cię kiedyś za kończenie w takich momentach!
OdpowiedzUsuńEndriu co ty robisz w gejowskim klubie ze striptizem? Dżejk powiedz, że on nie jest striptizerką, błagam. Andy w krótkiej spódnicy i butach na szpilkach... O nie wyobraziłam sobie to. Niech mi ktoś wydłubie oczy, proszę no. Jezu, Biersack w co ty się wjebałeś?
Zajebisty rozdział. Pisz szybko next'a, czekam.
With the rebel yell i cry MORE MORE MORE! I szybko, plz
OdpowiedzUsuńMózg rozjebion. Co Andy tam robił?! Błagam, piiiiisz <3
OdpowiedzUsuńO matko.
OdpowiedzUsuńCo. Jak. Czemu.
Coooo, no błagam, rozjebałaś mi mózg. Faktycznie, nie spodziewałabym się, że znajdzie go tak szybko, a zwłaszcza w TAKIM barze. Coś mi podpowiada, że Alice ma coś z tym wszystkim wspólnego. Pisz następny, bo nie mogę się doczekać dialogu, który mają zaraz przeprowadzić :D
OdpowiedzUsuńCO...ale jak? Gsggsgshshwu *.*
OdpowiedzUsuńWez nie rób z Andrzeja striptozerki no XD
Ej...Wyobraziłam sobie, Andrzeja tańczączego na rurzeXD...mój mózg.
A tak własciwie to u mnie nju rozdziaL.
CO...ale jak? Gsggsgshshwu *.*
OdpowiedzUsuńWez nie rób z Andrzeja striptozerki no XD
Ej...Wyobraziłam sobie, Andrzeja tańczączego na rurzeXD...mój mózg.
A tak własciwie to u mnie nju rozdziaL.
Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńkiedy kolejna notka? XD
OdpowiedzUsuń