30 marca 2014

6. I'll soon forget the color of your eyes and you'll forget mine.



Ashley delikatnie zapukał do drzwi łazienki. Odpowiedziała mu cisza, co potraktował jako pozwolenie. Wszedł do środka. Andy stał odwrócony tyłem do drzwi z jednym ręcznikiem owiniętym na biodrach, a drugim wycierał włosy. Najwyraźniej nie usłyszał pukania.

Purdy podszedł bliżej i objął go od tyłu. Bał się trochę jego reakcji, bo wiedział, że nie do końca jeszcze mu ufał. Postanowił dać sobie spokój z próbą ściągnięcia z niego ręcznika, bo wiedział, że to nie pomoże, najwyżej wszystko pogorszy. Chciał się do niego zbliżyć jeszcze bardziej, ale nie w taki sposób.
Spodziewał się innej reakcji, a Six po prostu wtulił się w niego, jakby wreszcie zdał sobie sprawę z tego, że Ashley nic mu nie zrobi i chce dla niego jak najlepiej i że do cholery powinien wziąć się wreszcie w garść bo jest dorosłym facetem, który jest na tyle rozwinięty umysłowo, że potrafi dostrzec, że komuś na nim zależy. 
Purdy głaskał jego mokre włosy z dziwnym uczuciem. Było to szczęście pomieszane ze smutkiem, że może szybko je stracić. Towarzyszył temu dziwny guz w gardle i lekko piekące oczy. Wiedział co to oznacza, chociaż po raz ostatni czuł to z 10 lat temu, jak nie więcej. Może jednak miał to coś zwane sercem. 
- Po co tu przyszedłeś? - zapytał Andy szczęśliwym głosem. 
Było czuć, że się uśmiecha, nawet ślepy człowiek mógłby to dostrzec. Trzeba nie mieć uczuć żeby to zepsuć. To jak uderzyć szczeniaczka. Był teraz taki wesoły, było to nawet widać w jego oczach, które zwykle temu przeczyły. 
Ale i tak się dowie, jak nie od niego to sam, kiedy już będzie za późno i będzie cierpiał jeszcze bardziej.
- Chciałem ci coś powiedzieć. 
I znowu to uczucie. To zaczynało robić się uciążliwe. Już odpowiedział... no, w połowie odpowiedział, ale i tak już nie było wyjścia. Jeśli powie "nieważne" to Six nie da mu spokoju przez całą noc i dzień. Co chciałeś mi powiedzieć? Że już nigdy się nie zobaczymy. Nie, nie, nie. 
- Co?
Czyli jednak usłyszał, więc nie ma odwrotu. Trzeba szybko coś wymyślić. 
- Że cię kocham, motylku. 
Ashley zmusił się na uśmiech i pocałował go w czoło. Określenie "motylek" było trafne, bez trudu mógł w tym momencie policzyć wszystkie widoczne kości Andy'ego. Jeśli spróbowałby go podnieść, byłby pewnie niewiele cięższy od motyla. 
- Też cię kocham. To wszystko? 
Purdy pokiwał głową. Nie, to nie wszystko.


- Zobaczymy się jeszcze? - zapytał Andrew, mocno obejmując Sandrę, żeby nie mogła tak szybko odejść. Musiała już wracać do hotelu. Każdy się z nią już pożegnał, teraz kolej Six'a, a to pewnie potrwa najdłużej. 
Alva nie miała ochoty na tłumaczenie mu, że mieszkają w tym samym mieście i zawsze może zadzwonić i w wolnym czasie gdzieś z nią pójść, przyjechać do niej, albo zaprosić do siebie. Była już zmęczona i jedyne czego pragnęła to miękkie hotelowe łóżko. Pokiwała głową i wydostała się z jego objęć.
- Sandra, mordo! 
Usłyszała głos Christiana, a raczej poczuła ciężar Christiana na sobie i podłogę pod sobą. Coma, oczywiście, wszystko przespał i obudził się dopiero teraz. 
Alva z trudem wygramoliła się spod niego i wstała z ziemi, podając mu rękę żeby  zrobił to samo. Wstał i przytulił ją jeszcze raz.
- CC, puszczaj, muszę już iść. 
- Dopiero przyszłaś a już musisz wracać, nie lubisz mnie. - powiedział smutnym głosem, po czym wydął usta i skrzyżował ręce na piersi. 
- Siedziałam tu kilka godzin, nie moja wina, że cały dzień się obżerasz a później śpisz jak zabity przez całą noc i następny dzień. Na prawdę muszę iść, pa, miśku. 
- Pa. - westchnął i pocałował ją w usta. Nie był to długi, namiętny pocałunek, tylko taki przyjacielski całus. Zawsze się tak z nią witał i żegnał i nikomu to nie przeszkadzało. Ashley, Andy, Jake i Jinxx też często tak robili. A po za tym, Sandra wolała dziewczyny, a chłopaków z zespołu traktowała jak braci. Przecież to nic złego pocałować brata.


Alva wyszła pół godziny temu, a jako iż każdy stwierdził że nie opłaca się już iść spać i prześpią się popołudniu, włączyli telewizor i oglądali jakieś kreskówki. Tylko Jake był na tyle rozsądny że po piętnastu minutach postanowił przespać się do dwunastej, zamiast iść spać o dwunastej.  Ashley chciał iść za nim, bo ledwo trzymał się na nogach. Psychicznie już dawno spał, fizycznie tylko w połowie. Ale pomimo tego, nie chciał zostawiać Six'a samego z CC'm. Bez niego się nie wyśpi, a widział, że Andy ani myśli o śnie. A po za tym, siedział na jego kolanach, co uniemożliwiało mu pójście gdziekolwiek bez jego wiedzy.
Jakiś czas później Christian włączył jakąś strzelaninę na xboxie. No tak, wyspał się i teraz będzie grał do rana. Był to multiplayer, więc Biersack grał razem z nim. Purdy odmówił i wymknął się pod pretekstem pójścia do łazienki.


Andy nawet się nie zorientował, że został sam z CC'm, który w każdej chwili może mu coś zrobić. I tak nic mu nie zrobi, ale...
Coma zatrzymał grę i odłożył kontroler na stolik. Westchnął głośno i oparł się o oparcie kanapy, po czym spojrzał na zdezorientowanego Six'a i chyba układał sobie w głowie co ma powiedzieć. Nic nie wymyślił.
- Co?
- Nic, chcę tylko... - przerwał i podrapał się w tył głowy. - Przeprosić... 
To było trochę... dziwne. Po raz pierwszy CC kogoś przeprosił, w tej kwestii był jeszcze gorszy niż Ashley. Nie znał takiego słowa. Rzadko brał coś na poważnie i mówił komuś coś takiego. W prawdzie... nie robił tego nigdy. 
- Bo boisz się, że cię wywalimy i zamienimy na Sandrę? 
- Nie. Po prostu chcę to zrobić zanim będzie za późno. 
Coma wzruszył ramionami i już miał odejść, gdyby go nie zatrzymano. I w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, jaki jest głupi. "Nie mów nikomu, a już na pewno nie Jinxx'owi i Andy'emu." Czyli on nie wie. Trzeba będzie się tłumaczyć. Myśl, CC, myśl. 
Biersack stał przed nim ze splecionymi na klatce piersiowej rękami i miną "mów, albo cośtam ci zrobię". Dobrze wiedział, że Christian nie potrafił kłamać, więc łatwo pójdzie. 


Jak można było się spodziewać, chwilę później Andy moczył swoje policzki, nie zważając nawet na CC'ego, który bez efektownie próbował go pocieszyć. Obaj wiedzieli, że te jego pocieszenia nic nie dadzą. 
- Hej, wiesz, że Ashley im cię nie odda, a nawet jak tak się stanie to pojedzie na drugi koniec świata, żeby cię im zabrać. Nie martw się, po prostu spróbuj jutro wystąpić, zrób to dla niego. 
I bez skutku. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że Six za bardzo się wszystkim przejmuje. Był jak mała dziewczynka. 
Christian postanowił się już nie odzywać, bo wiedział, że to tylko wszystko pogorszy. Podał mu chusteczkę i przytulił go, z nadzieją, że to go trochę uspokoi, czy coś. 
To trochę dziwne, bo jeszcze kilkanaście minut temu się nienawidzili, a teraz...
- Chodź, pójdziemy po Ash'a bo się tu odwodnisz, czy coś. - powiedział, kiedy poczuł, że jego koszulka zaczęła przemakać. - Tylko przestań płakać, wiesz, że tego nie lubi, będzie się martwił.
Andy pokiwał głową i otarł oczy nadgarstkiem. Poszedł z CC'm do sypialni, ale Purdy'ego tam nie było, więc musiał być w łazience. Zapukali do drzwi, zza których wydobywał się dźwięk bieżącej wody, który po chwili ucichł. Otworzył im Ashley z ręcznikiem na biodrach i mokrymi włosami. Ogólnie to cały był mokry.
Six wtulił się w jego tors. Wciąż płakał, więc moczył go jeszcze bardziej, ale to akurat było najmniej ważne. Potrzebował go.
- Cii, o cokolwiek chodzi, nie płacz, proszę. - wyszeptał, odwzajemniając uścisk.
Jedną ręką głaskał jego plecy, a drugą włosy. Christian zrozumiał, że czas zostawić ich samych, zamiast się na to patrzyć, więc odszedł, zamykając drzwi.
Purdy domyślał się o co chodzi, więc nie zadawał zbędnych pytań. Po prostu próbował go uspokoić, co nie należało do łatwych wyzwań. Cały drżał i nawet nie zwracał uwagi na kierowane do niego słowa.



Biersack uspokoił się po około dwudziestu minutach. I to tak nie do końca, ale przynajmniej nie płakał.

Ashley zaniósł go do swojej pryczy. Musiał się wyspać, bo wtedy nie będzie o tym myślał. Potrzebował snu bardziej niż czegokolwiek, no może oprócz jedzenia, ale o tym będzie trzeba pomyśleć jutro.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. Nie oddam cię im.
Purdy już dawno domyślił się o co chodzi, więc nawet o to nie pytał. Oczywiście z początku nie obyło się bez pytań typu "skąd wiesz", "dlaczego mi nie powiedziałeś".
Wpatrywał się w jego smutną twarz już przez jakiś czas, nic nie mówiąc. Six'a zaczęło to trochę irytować, ale nic nie mówił. Nie miał ochoty się teraz odzywać. Nie mógł spać, więc ostatecznie pozwalał mu się tak na siebie patrzyć. Po jakimś czasie trwania w tej denerwującej ciszy odezwał się cichym i słabym głosem.
- Po co się tak na mnie gapisz? - zapytał, bo to pierwsze przyszło mu do głowy.
Znał powód, po prostu chciał aby jeden z nich się odezwał, a Ashley nie zamierzał, więc to on musiał.
Purdy sam nie znał odpowiedzi, po prostu lubił się tak w niego wpatrywać, nawet jeśli nie miał konkretnego powodu. Ale w końcu trzeba coś odpowiedzieć. Wiedział, że Biersack chce tylko, żeby się do niego odezwał, więc zrobił to. Nie myślał długo nad odpowiedzią, w sumie to w ogóle nie myślał co mówi.
- Bo chcę się na ciebie napatrzeć.
Dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę z tego co powiedział i, że jest głupi.
Westchnął głośno i położył się obok, obejmując Six'a od tyłu. Zero reakcji. Pocałował jego ramię i oparł o nie głowę. To samo.
W sumie to dlaczego miałby reagować? Przeważnie na takie rzeczy nie reaguje, najwyżej czasami się uśmiechnie i tyle. To nawet dobrze, bo przynajmniej był dowód na to, że jednak nie zwariował i wciąż jest sobą i nie trzeba dzwonić po jakiegoś psychiatrę, czy coś.
- Śpij. Mam pomysł, ale jeżeli się nie wyśpisz, nie zadziała i mi ciebie zabiorą, a ja cię im nie chcę oddawać bo jesteś mój. - wyszeptał i przytulił go mocniej. - Chcesz, żeby mi ciebie zabrali?
- Nie chcę... Ale jak mam spać? Za chuj mi się teraz nie uda. - odpowiedział.
W jego głosie nie było czuć smutku, czegokolwiek. Po prostu był pusty. Sam nie wiedział co czuje. Miał być wesoły, że Ashley ma plan, czy płakać, że może się nie udać i możliwe, że już nigdy się nie zobaczą?
- Nie wiem, ale przynajmniej  spróbuj. Wyobraź sobie, że jeśli się uda, gdy trasa się skończy, zamieszkamy razem i będziesz mój już na zawsze i nikt mi cię nie zabierze. Proszę, śpij, dla mnie?
Andy pokiwał głową na znak, że się zgadza i odwrócił się przodem do Purdy'ego, po czym wtulił się w jego ciepły tors. Będzie mu go brakować.
- A jeśli się nie uda? I przyjadą po mnie i zamkną mnie w domu i już nigdy się nie zobaczymy, a ja tego nie wytrzymam i skoczę z dachu, ale przeżyję i wyślą mnie do psychiatryka i zamkną w izolatce, a ty mnie nie znajdziesz i przestanę cię obchodzić i znajdziesz sobie kogoś lepszego, a o mnie zapomnisz i...
- Proszę śpij...
Six posłusznie zamknął oczy, chociaż w głowie wciąż układał sobie coraz straszniejsze scenariusze i zastanawiał się jak można się zabić, będąc w izolatce. W końcu zabrakło mu teorii, a jego umysł całkowicie zaczął odmawiać posłuszeństwa przez zmęczenie.
Leżał wdychając perfumy Ash'a, gładzącego jego plecy w uspakajający sposób.
Nawet nie próbował zasnąć, bo twierdził, że i tak się nie uda. Wbrew swoim przypuszczeniom, zasnął po dziesięciu minutach.


- Wstawaj, motylku.
Andy w odpowiedzi przewrócił się na drugi bok i nakrył głową po czubek głowy. Ashley'owi szkoda było go budzić, ale było już po trzynastej. Kiedyś musiał wstać.
Purdy ściągnął z niego kołdrę i odrzucił ją na bok, a sam położył się obok niego i odgarnął mu włosy z twarzy, po czym cicho się przywitał.
- Dzień dobry, śpiąca królewno.
- Dobranoc.
Ash westchnął głośno i odwrócił go w swoją stronę, po czym pocałował jego usta. W baśniach działało, więc czemu nie.
- To nie działa, nie jestem księżniczką.
- Dla mnie jesteś, więc teraz grzecznie zejdziesz na dół, bo Jinxx zrobił naleśniki, a sam ich jeść nie zamierzam.
- Księżniczki same nie schodzą po schodach.
- Przed chwilą mówiłeś, że nie jesteś.
- Nie to nie, idę spać.
Andy odwrócił się do niego plecami i wygiął się w łuk, co znaczyło, że zamierza przespać kolejne kilka godzin.
Ashley westchnął głośno i wziął go na ręce. Nie był ciężki, ale zawsze coś, więc takie schodzenie po schodach z nim na rękach do łatwych nie należało. Po kilku minutach byli na dole, gdzie wszyscy, łącznie z kierowcą i menadżerem, którzy najwyraźniej postanowili przyczynić się do zniknięcia śniadania.
Six burknął ciche "cześć" i usiadł na kanapie, po czym Purdy poszedł w jego ślady.
Wszyscy wiedzieli, że Biersack może jeść naleśniki tonami, ale teraz nie miał ochoty nawet na jedną porcję, którą Jake nałożył na jego talerz. Ashley, widząc to, uniósł jego biodra i posadził go sobie na kolanach, czemu towarzyszył śmiech wszystkich zgromadzonych w jadalnio-kuchnio-salonie, ale on nic sobie z tego nie robił. Ukroił kawałek, po czym nabił go na widelec i uniósł na wysokość jego ust.
- Samolocik leci.
Zaczął udawać dźwięki samolotu.
Andrew uśmiechnął się i zjadł to, co było na widelcu. W taki sposób zniknęły dwa naleśniki.


- Powiesz mi wreszcie jaki pomysł wczoraj wymyśliłeś? - zapytał Six, gdy siedzieli w salonie, na tyle cicho, żeby inni nie usłyszeli. 
Teraz już nie płakał, nie było nawet u niego widać smutku, co jakiś czas się uśmiechał, więc było dobrze. Jinxx zauważył, że ma podkrążone oczy, ale udało mu się wmówić, że to przez to skutki uboczne oglądania telewizji do drugiej rano. Uwierzył. I pewnie nie pozna prawdy, bo nikt nie zamierzał jej wyjawić. CC siedział cicho, a Ashley... no wiadomo. Powiedział tylko Jake'owi, który obiecał, że nic nie powie, bo jeśli powie to wyjdzie na jego niekorzyść, bo obiecał Jeremy'emu, że nikt się nie dowie o jego zamiarach. 
- Wieczorem. To będzie taki plan B, może uda się namówić Jinxx'a, czy coś. - odparł równie cicho, ale najwyraźniej niewystarczająco cicho. 
- Jake, ty suko. - powiedział Ferguson, niby to Pitts'a, ale jako iż ten siedział na drugim końcu drugiej kanapy, wszyscy to usłyszeli i nie musieli domyślać się o co chodzi, no może oprócz kierowcy i menadżera. 
- No sorry. 
- Nigdzie nie zadzwonisz. - odezwał się CC, który do tego czasu grzebał w ustawieniach swojego telefonu. 
- Ale... - zaczął Jeremy, ale przerwał i spuścił głowę jak dziecko, tłumaczące się przed rodzicami. - Ale już zadzwoniłem...
Ashley wyglądał jakby miał się na niego za chwilę rzucić i porozrywać na strzępy, Andy siedział na kolanach Purdy'ego ze spuszczoną głową, a ten obejmował go w pasie i z każdą sekundą uścisk stawał się mocniejszy. Jake, z kolei, już wstawał aby coś zrobić Jinxx'owi, a CC... z nim to do końca nie wiadomo. Jedną stroną próbował jakoś pocieszyć Six'a, a drugą chciał zrobić to samo co Jake.
- C-co powiedzieli?
- Że wyślą po ciebie wujka. Ich nie ma, więc nie mogą cię wziąć do siebie, więc będziesz przez jakiś czas mieszkał z wujkiem. Próbowałem ich namówić, ale się nie dało. Będzie po ciebie wieczorem, przykro mi, młody...
- Czekajcie... Może coś wymyślimy...
- Co?
- Nie wiem, może... Weźcie go na litość... Odegrajcie jakąś scenkę jak w tych romansidłach... No wiecie, coś w stylu "nigdy cię nie zapomnę" i takie różne... Albo ewentualnie niech któryś się któremuś oświadczy na jego oczach i tadam. - zaproponował CC.
- O ile się nie mylę, aby się komuś oświadczyć trzeba najpierw z nim być. - mruknął Andy.
- A chciałbyś?
Ashley spojrzał na niego z nieśmiałym uśmiechem, co w jego przypadku była najdziwniejszą rzeczą, jaką mógł w tym momencie zrobić.
- Co bym chciał?
- Wiesz co.
- Nie wiem.
- Andy...
- Tak, to ja.
- Będziesz kurwa moim chłopakiem czy nie?!
A to własnie było najdziwniejszą rzeczą o którą mógł teraz zapytać. Purdy nigdy nie był z nikim w stałym związku. Ba, nigdy nie był z nikim w związku. A już na pewno nie z chłopakiem.
- A jak myślisz?
- Czyli tak?
- Interpretuj to jak chcesz.
- Czyli nie.
Chwila ciszy. Six nie odpowiedział, więc Ash nie chciał na razie nic mówić.
Może to trochę za wcześnie? Albo zwyczajnie bez sensu. Bo przecież za kilka godzin będą musieli się rozstać. No chyba że wszystko pójdzie jak powinno, ale w to nawet on sam nie wierzył.
- Jasne że tak głupku.
Biersack zaśmiał się i pocałował go w usta, co Purdy odwzajemnił z lekkim zdziwieniem. No bo w końcu, kilka dni temu nie pozwalał mu się dotknąć, a teraz...
Christian zaczął klaskać, Jake robił ciche "uuu", a Jinxx tylko się uśmiechnął. Kierowca i menadżer tylko przyglądali się temu i nic nie mówili.
- No to załatwione. - powiedział CC z bananem na twarzy.
- Niezupełnie...  - odparł Andy, czemu odpowiedziało kilka pytających spojrzeń. - Na niego to nie podziała. Nienawidzi wszystkiego co się rusza, jest pieprzonym sadystą, a jak spróbujecie się mu sprzeciwić, zmiażdży was jednym palcem. - burknął w pierś Ashley'a, do której był wtulony od kilku sekund.
- Ja mam pomysł. - oznajmił Purdy, po czym oczywiście wszystkie spojrzenia wbiły się w niego. - Ale powiem wieczorem.
Ciekawskie spojrzenia w jednej sekundzie zamieniły się w spojrzenia morderców.
- Powie mi ktoś o co tu właściwie chodzi? - zapytał John, ich menadżer, który zawsze był nie w temacie i trzeba było mu wszystko tłumaczyć.
W odpowiedzi Ashley krótko pocałował usta Six'a.
- O to. - uśmiechnął się szeroko w stronę lekko zmieszanego John'a.


Zostały trzy godziny do koncertu. Tłum już pooli zaczął zbierać się pod klubem. Ashley stał za oknem i przyglądał się temu od kilku minut. Oni nie mogli go zobaczyć, bo szyby od zewnątrz były przyciemniane. Andy oglądał z CC'm jakiś horror i jadł mandarynki do czego o dziwo nie trzeba było go zmuszać. Może zaczął się przejmować, albo po prostu zgłodniał. Śladów jego wujka nie było, nawet nie zadzwonił, chociaż do typów ludzi którzy ostrzegają przed pojawieniem się gdziekolwiek raczej nie należał. Wszyscy robili sobie nadzieje, że miał jakiś wypadek, czy coś w ten deseń, ale jednak... Niebieskie volvo zatrzymało się kilka metrów od busa. Zauważył to tylko Ashley. Tylko on patrzył przez okno. Z samochodu wysiadł umięśniony facet po czterdziestce. Z pewnością nie był to żaden z fanów, ani ich rodziców. Nie miał na sobie war paintu, koszulki z logo zespołu, czy czegoś w tym stylu. Zamiast tego miał na sobie dresowe spodnie i bluzę z podwiniętymi rękawami, które dobrze ukazywały jego mięśnie. Rzucił jedno spojrzenie w stronę busa i udał się do pobliskiego baru. 
Ashley miał ochotę coś mu zrobić. Myślał nawet nad przywaleniem z patelni  głowę, ale jak mówił Six, zostałby zmiażdżony jednym palcem, ewentualnie dwoma. 
Oderwał się od okna i zszedł na dól. Usiadł pomiędzy CC'm i Andy'm, którego, jak zawsze zresztą, objął ramieniem i przybliżył do siebie. 
- Jakim autem jeździ twój wujek? - zapytał, starając się, żeby wyglądało to na zwykłą ciekawość.
- Volvo. - odpowiedział Six, jednocześnie zamykając jedno oko i lekko się krzywiąc, bo na ekranie właśnie pojawiła się jakaś krwawa scenka. 
- Niebieskie z wgniecionym lewym bokiem? - spytał, ale po tym ugryzł się w język, bo to już na pewno brzmiało jakby je widział. 
- Przyjechał?
Purdy zagryzł wargę i przytaknął. 
- Powiesz wreszcie co wymyśliłeś? 
- Tak, czekaj...
Ashley pobiegł na górę, wyciągnął z otchłani walizki woreczek z resztkami kokainy, zbiegł na dół i rzucił woreczek na stół. 
- Chcesz go zaćpać cukrem pudrem? - wtrącił się CC, który już całkowicie stracił zainteresowanie filmem. 
- To nie cukier. 
- Mąka? 
Purdy zignorował to i spojrzał na Biersack'a, czekając aż wreszcie się odezwie. 
- Myślisz, że zadziała? - spojrzał na niego z dołu, obracając woreczek w dłoniach. 
- Nie wiem, ale przynajmniej lepiej wypadniesz i nie będzie miał powodów żeby mi cię zabrać. 
- Bez tego też mi się uda. 
- No to zaśpiewaj coś. 
- We wish you a merry christmas, we wish you a merry christmas and a happy new year... - zanucił słabym głosem.
Ashley pokręcił krytycznie głową i spojrzał mu w oczy.
- Zrobisz to dla mnie? - zapytał, na co Six odpowiedział skinięciem głowy. - Dziękuję. - uśmiechnął się i pocałował go w czoło.
- Namawiasz młodszych do ćpania, nie ładnie, Purdy, nie ładnie.


Została godzina do występu, teraz była kolej supportu, więc cała piątka na spokojnie przygotowywała się w garderobie. No może poza Ashleyem, który rozsypywał prochy. Nie wszystkim spodobał się ten pomysł, ale jeśli to jedyne, co mogli zrobić, zgodzili się i starali się tego nie komentować. Samemu Ashleyowi niezbyt się to podobało. 
Gdy skończył i na szklanym stole leżały dwa, równe rzędy koksu, zawołał półnagiego Andy'ego, który najwyraźniej właśnie się ubierał. Podał mu zwiniętą w rulon jednodolarówkę i posadził go sobie na kolanach.
- Na pewno chcesz to zrobić? - zapytał, gdy Six pochylał się nad stołem.
- Tak. - odpowiedział, chociaż trochę się bał. - Kiedy to przestanie działać? 
- Godzina, dwie. 
Andy nie odpowiedział. Zaczął powoli wciągać pierwszy rząd, a gdy skończył zaczął drugi, ale przestał w połowie.
Trochę kręciło mu się w głowie, więc stwierdził, że starczy. 
- Jak się czujesz? - zapytał Purdy z troską w głosie, na co Biersack odpowiedział jedynie uniesieniem kciuka w górę. - Zacznie działać za jakieś 10 minut. Siedź tu i czekaj.  
Jak mówił Ashley, po dziesięciu minutach Andy nie mógł usiedzieć w miejscu, więc zaczął biegać po garderobie i ostatecznie wskoczył Jake'owi na plecy i nie chciał z nich zejść. Śmiał się ze wszystkich i wszystkiego, co go otaczało. Krócej mówiąc - zachowywał się tak jak CC zachowuje się na co dzień. Reszta zespołu starała się go ignorować, ale dali sobie spokój. Nie wiedzieli czy mają się śmiać razem z nim, czy próbować go jakoś uspokoić. 
Gdy znudziło mu się wyśmiewanie Jinxx'a, poszedł szukać Ashley'a, którego zauważył jak wchodził do łazienki. Podszedł bliżej i w ostatniej chwili udało mu się zatrzymać zamykające się drzwi. 
- Co robisz? - zapytał, szeroko się uśmiechając.
- Idę pod prysznic. 
- Chciałeś powiedzieć "idziemy pod prysznic". - powiedział z naciskiem na "idziemy".
- Nie, nie chciałem. Leć sprawdzić, czy nie ma cię na kanapie.
Ashley zamknął drzwi z niegłośnym trzaskiem, ale zapomniał przekręcić zamka, więc po chwili Six wparował do środka i przyssał się do jego ust. Purdy szybko oddał pocałunek i wypchał go za drzwi.


Po koncercie, którego nie ma potrzeby opisywać, bo minął zwyczajnie, jak każdy inny, CC, Jake i Jinxx poszli podpisywać autografy, a Ashley i Andy poszli do busa, gdzie siedzieli z nadzieją, że wujek Six'a nie przyjdzie. Kolejnym problemem było to, że Biersack jeszcze nie wytrzeźwiał. W sumie to może nawet lepiej, bo nie rozryczy się przy fanach, którzy pewnie będą jeszcze czatować przy busie aż ten nie odjedzie. 
Kiedy już zaczęli się rozchodzić i wracać do domów, a pozostała trójka wróciła, rozległo się głośne pukanie do drzwi, które otworzył Jinxx, bo jakby tego nie zrobił, pewnie zostałyby wyważone.
Facet wszedł do środka i za chwilę wyszedł, ciągnąc Andy'ego za nadgarstek. Kilka osób się temu przyglądało, ale nic nie mówili. 
Ashley przyglądał się temu ze łzami w oczach. Stracił go. 

                          ***************************
Końcówka mi się nie podoba, Wam pewnie też, ale kończyłam to o drugiej rano, więc dupy nie urywa. 
No i przepraszam za długą nieobecność, ale nie miałam dostępu do komputera przez prawie cały miesiąc, tak to skończyłabym to szybciej. I tak cud, że zdążyłam dodać przed końcem marca. 
I jeszcze jedna informacja: 
Rozdziały będą dodawane częściej, a przynajmniej mam taką nadzieję, ale muszę zawiesić pozostałe blogi. Ale nie bijcie! Nie usuwam ich, zrobię sobie przerwę i wrócę gdy będę miała więcej czasu, więc nie groźcie mi zadźganiem jakimiś tępymi, ostrymi, gumowymi narzędziami, bo wrócę po jakimś czasie. 
No i dziękuję za nominacje do Libster Ełordów. ;;

Piszcie komentarze bo komentarze są fajne. ;; Chcę wiedzieć, czy ktoś to jeszcze czyta i się opłaca kontynuować. 6 komentarzy = jadę dalej. ;; 

12 komentarzy:

  1. Rozdział wspaniały, końcówka też C:
    Czekam na następny z niecierpliwością, więc pisz, pisz i jeszcze raz błagam, pisz! D:

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział zarąbisty, tylko szkoda, że po tak długim czasie, ale wierze, że następne będą częściej ;)
    Co ci się nie podoba w tej końcówce? No ok może poza tym, że zabrał Andy'ego to była wspaniała, jak cały rozdział!
    Czekam na następny! Weny, weny i jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Och... Piękne.
    Nie możesz ich rozdzielić. Nie możesz mi tego zrobić! Nie Ash coś zrobi. Niech biegnie za nim. Cokolwiek, ale niech tak nie stoi ;______;
    Pisz, pisz, pisz. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie jest :DD Nawalony Andy, chciałabym to zobaczyć. Co za wredny wujek, niech go jakieś auto przejedzie, czy coś. Było tak pięknie, a on wszystko spierdolił ;__; Pisz szybko następny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Doczekałam się! :DDDD W końcu, a już traciłam nadzieję... Naćpany i napalony Andy.. i moja wyobrażnia może sie wykazać xDDDDD Wujek... Niech mu coś sie stanie złego, nwm, niech fortepian na niego spadnie, albo niech go ptak obsra, obojętnie. Byleby cierpiał! Czekam na następny. Jak masz chwilę, to zajrzyj do mnie, moze cos Ci się spodoba.http://hellomyhatebvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu! Andy pod wpływem dragów zachowuje się bardzo interesująco. Ja mam nadzieję, że Ash się ogarnie i zmusi tego wujka żeby oddał mu Andy'ego. Może nawet go pobić, cokolwiek tylko niech nie zabiera Andy'ego.
    Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  7. kurde, wspaniałe :)
    życzę dużo weny, bo od dzisiaj będę czytać! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zajebiste :). Czekam Z NIECIERPLIOŚCIĄ na next :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Hejka ;3 Nominowałam cię do Liebster Award :D Więcej szczegółów u mnie http://i-laid-the-gods-to-rest.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezu dżejk ostrzegam że jak przez najbliższy tydzień nie dodasz nowego rozdxiału to wezme.ostre gumowe narzedzie i zadzgam nie bd sie wachac ;--; to jest cudowne czemu nie zostawilas nigdzie namiarow na siebie co??? ;; zabije † pasuja do sb pasuja <3 andlj is tró;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ej
      masz mój numer
      masz mojego aska
      mogę Ci podać mojego fb,
      tłajtera
      no pls co jeszcze Ci do szczęścia potrzebne co XD

      a rozdział mam już prawie skończony, więc gumiaki przy sobie, ok.

      Usuń
  11. Nominowałam Cię do Liebster Award, szczegóły w linku:
    http://przegranawojnabvb.blogspot.com/2014/04/liebster-award.html
    Ps. Jeśli nie bawisz się w to, po prostu to zignoruj.

    OdpowiedzUsuń

6 komentarzy = nowy rozdział