19 listopada 2013

2. The star that burns so bright faded the fastest. ▲



No og, może rozdział zbyt wesoły nie jest, bo miałam zjebany humor jak go pisałam, ale taki miał być, więc czytać, ludzie ;-;                          
                     ***************************


Andrew obudził się z silnym bólem głowy. Nasilał się z każdym wykonanym przez niego ruchem. Nawet oddychanie sprawiało mu trudności. Po prostu źle się czuł. To nie był ból taki, który towarzyszy zwykłemu kacowi. Był większy. Andy nie pamiętał co robił wczoraj. Myślał, że za dużo wypił i tyle. Nawet nie domyślał się tego, co zrobił. Nie miał aż tak urozmaiconej wyobraźni. Nie chciało mu się teraz myśleć. Chciał spać. Nawet nie otwierał oczu, bo po co? Był pewien, że jak zwykle obudzi się w tour busie i jeśli obróci się w lewo, spadnie na podłogę ze swojego łóżka. Nie miał ochoty na kolejne siniaki. I tak miał ich już sporo. Andrew, podenerwowany własnymi myślami, które nie pozwalały mu zasnąć, po raz Bóg wie który tej nocy, nakrył się ciepłą kołdrą i wtulił się w nagi tors leżącego obok, jeszcze śpiącego, Ashley'a. Leżał tak przez chwilę, aż w końcu poderwał się jak oparzony. Rozchylił szeroko oczy i spojrzał na Purdy'ego, a później na siebie. Nie, nie, nie. To się nie stało...- powtarzał w myślach, żeby się trochę uspokoić. W pierwszej chwili myślał, że to sen. Że za chwilę się obudzi. Że to się nie stało. Ale się mylił. Przecież gdyby był to sen, głowa nie bolałaby go aż tak bardzo. Przecież jego podświadomość nie potrafiłaby stworzyć tak realistycznego odczucia. Starając się o tym nie myśleć, schylił się i spojrzał na podłogę z nadzieją, że znajdzie tam swoje ubrania. Znalazł tylko bokserki i podartą bluzkę. Spodnie pewnie leżały gdzieś na końcu pokoju. Drżącymi rękami podniósł swoje ubrania i założył je, próbując nie obudzić Ashley'a. Bał się rozmowy z nim, która z pewnością go nie ominie. Nie chciał z nim rozmawiać. Nie teraz... Najchętniej przesiedziałby cały dzień w tour-busie, na swoim wygodnym łóżku. Chciał być sam. Nie chciał z nikim rozmawiać. A już na pewno nie z Purdy'm. Nie był zły na niego. Był zły na siebie. Ashley to tylko jego przyjaciel, nic więcej. Może i nie miał świadomości tego, co robi, ale mógł się pilnować. Nawet nie pamiętał tego, co stało się wczoraj. A z resztą, nie chciał pamiętać. Ash przewrócił się na drugi bok, na co Andy gwałtownie poderwał się z łóżka i zamknął się w łazience, zabierając po drodze swoje spodnie, które rzucił gdzieś w głąb pomieszczenia. Oparł się o ścianę i osunął się po niej. Ukrył twarz w dłoniach i zacisnął powieki najmocniej jak umiał. Starał się jakoś opanować napływające do oczu łzy, ale po prostu nie potrafił. Spływały po jego policzkach, mocząc, przy okazji jego ręce. Nienawidził tego uczucia. Tak cholernie tego nienawidził. Nie wiedział, co robić. Nie chciał, żeby ktoś się dowiedział. Chciał o tym wszystkim zapomnieć. O tym, co się stało wczoraj. O zespole. O fanach. O As... Nie. Nie o nim. Nie o Ashley'u. Kochał go... ale po przyjacielsku. Może i było to coś więcej, ale nie dopuszczał do siebie takiej informacji. Nawet nie chciał o tym myśleć. Ashley to tylko jego przyjaciel. A przynajmniej tak sobie wmawiał... Gdy tylko pomyślał, że może czuć do niego coś więcej, od razu sam sobie zaprzeczał. Kurwa, Andy, cioto, ty jesteś hetero. Masz dziewczynę i... Kurwa, no właśnie, ja mam dziewczynę. Co ja jej teraz powiem? "Hej, Juliet, zdradziłem cię ze swoim najlepszym przyjacielem, fajnie, co nie"? Nie. Wyśmieje mnie. Zwyzywa. I nie wiadomo co jeszcze. Ale po co ma wiedzieć? Dlaczego mam jej to mówić? Jeśli nie powiem, nie dowie się. Więc będę siedział cicho.- rozmyślał, do czasu, aż usłyszał pukanie do drzwi. To był dźwięk, który w tej chwili był najgorszym dźwiękiem jaki mógł usłyszeć. Nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę. Postanowił być cicho. Może Ashley pomyśli, że go nie ma i odpuści? Nie. Nie jest aż taki głupi. Ale pomimo tego, Andrew udawał, że go nie ma. 
- Andy, otwórz. Wiem, że tam jesteś. - 
- Nie ma mnie. Daj mi spokój. - 
- Gdyby cię nie było to byś nic nie mówił. Proszę, otwórz. - prosił zrezygnowanym głosem Purdy. Żałował, że pozwolił mu to zrobić. Gdyby nie wychodził w środku nocy, nie byłoby tego i teraz na spokojnie przygotowywaliby się do następnego koncertu. Ashley westchnął i zaczął siłować się z drzwiami, które wbrew jego przypuszczeniom, były otwarte. Już miał zacząć opierdalać Andy'ego, za to, że zgodził się na spróbowanie tego gówna, ale, gdy zobaczył jego drżącą sylwetkę, siedzącą w kącie pomieszczenia, złagodniał. Przykucnął przed nim i położył rękę na jego ramieniu. Pierwszy raz widział go w takim stanie. Przeważnie, gdy był smutny, bał się, czy martwił, próbował to ukryć i nikomu o tym nie mówił. Tym razem najwyraźniej było na tyle źle, że okazywał to. 
- Kurwa, Andy, przepraszam. - wydusił z siebie lekko złamanym głosem. Nie używał często słowa "przepraszam", nie lubił go i twierdził, że nie ma potrzeby, żeby to mówić za każdym razem, gdy zrobi coś źle. Ale w tej sytuacji nie ma innego wyjścia. Na samą myśl, że mógłby stracić najlepszego przyjaciela, zaczynał siebie nienawidzić. Za to wszystko. Nie tylko za te bezsensowne kłótnie, które co jakiś czas im się zdarzały. Za swoją głupotę. Za to, że nie panował nad sobą. Za to, że mu pozwolił zrobić to, czego może później pożałować. - Andy, słyszysz? Proszę, wybacz mi... Wiem, nie jestem dobry w przepraszaniu. Tak kurewsko nie umiem tego robić, ale proszę przynajmniej się do mnie odezwij... popatrz na mnie... cokolwiek. - powiedział, a pod koniec już nie wytrzymał i pozwolił łzą się uwolnić i spłynąć po jego policzkach, żeby później zmoczyć podłogę. Andrew podniósł wzrok i spojrzał na niego. Nic nie mówił. Nie mógł wydusić z siebie żadnego dźwięku. Nieczęsto słyszy coś takiego od Ashley'a. On nie ma w zwyczaju nikogo przepraszać, więc nie robił tego, a jak już to mówił to tak, żeby mieć już to za sobą. Po raz pierwszy mu tak na czymś zależało. 
- Spierdalaj. - warknął, wbrew swojej woli. Chciał powiedzieć zupełnie co innego, ale nie słuchał sam siebie. Odepchnął go, po czym wstał, podniósł z podłogi spodnie, których zapomniał założyć i wyszedł trzaskając drzwiami. Jebany mózg.- pomyślał, ubierając dolną część garderoby. Założył, leżące gdzieś w kącie pokoju, kowbojki, po czym wyszedł z pokoju. Nie chciał tego robić, ale coś mu kazało. Sam się zdziwił, że potrafi być dla Purdy'ego taki... chamski? Sam nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Juliet go za to znienawidzi. Co, jeśli się dowie? Co, jeśli Ashley jej wygada? 




Andy stanął przed drzwiami tour busa i spojrzał w okno aby sprawdzić czy nie ma w nim chłopaków. Nie było. Nie chciał ich teraz widzieć. Chciał pobyć sam, bez chamskich żartów Jake'a i CC'ego oraz upomnień Jinxx'a typu "zapnij rozporek". Jeremy zdecydowanie patrzył się tam zbyt często. Andrew otworzył drzwi i wszedł do środka, czemu towarzyszyło obudzenie kierowcy i menadżera, którym najwyraźniej drzemka w motelu nie wystarczyła, więc postanowili przespać się na fotelach. Przetarli zaspane oczy i spojrzeli na niego, żeby sprawdzić, czy nie jest jakimś włamywaczem, czy czymś w tym stylu. Kto by włamywał się do t-busa? I to w dzień? Andrew wyminął ich i wszedł do salonu, gdzie od razu rzucił się na kanapę i włączył pierwszy lepszy kanał w telewizji. Nie miał ochoty na wlepianie wzroku w to kolorowe pudło, a już w szczególności teraz, kiedy leciał jakiś mecz po... hiszpańsku? łacińsku? niemiecku? portugalsku? austriacku? Co do tego ostatniego, to nie był nawet pewien, czy istnieje taki język. W każdym razie, nie rozumiał niczego z tego, co mówili komentatorzy. 
- Kto gra? - zapytał Jake, który pojawił się znikąd. Uwalił się obok niego i zaczął wpatrywać się w grę. 
- Nie wiem. Pytaj CC'ego, to on zamontował tu skrzyneczkę, która ma w sobie jakieś magiczne programy. - wzruszył ramionami i podszedł do lodówki. Otworzył ją i chwilę wpatrywał się w jej zawartość, aż w końcu wyjął z niej koktajl malinowy, który leżał tam od trzech dni, ale po chwili zdecydował, że napije się wody. Podszedł do zlewu i nalał wody do szklanki.
- Wiesz, że w lodówce jest normalna woda? - spytał Jinxx, trzymający hot-doga w ręku. Andrew udał, że go nie słyszy. Wyminął go i ponownie usiadł na skórzanej kanapie. Jake'a już nie było, więc miał wreszcie trochę spokoju, który był jedyną rzeczą, którą w tym momencie potrzebował. Oparł swoją, zmęczoną i jeszcze trochę bolącą, głowę o oparcie sofy i zamknął oczy, chcąc trochę odpocząć i przemyśleć kilka spraw.



Obudził go dźwięk telefonu. Czyli jednak udało mu się jakoś zasnąć. Był pewien, że nie uda mu się dzisiaj spokojnie usnąć, a jednak się mylił. Spróbował się podnieść i sięgnąć po swojego iPhone'a, leżącego na stole, ale nie pozwolił mu na to przeszywający ból żołądka. Zacisnął mocno oczy i osunął się z kanapy na podłogę. W sumie to nie jadł niczego od dwóch dni. No może oprócz połowy jabłka. Więc co się dziwić? Spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił jego ojciec. To było trochę dziwne... On nie miał w zwyczaju dzwonić w trakcie trasy i to w południe. Zazwyczaj robił to rano, albo wieczorem, chyba, że była to jakaś ważna wiadomość. Andrew chwilę wlepiał wzrok w wyświetlacz, aż w końcu telefon przestał dzwonić i na ekranie głównym pokazało się siedem nieodebranych połączeń: sześć od ojca, jedno od Juliet. Na sam widok tego imienia, poczuł dreszcze na plecach. Co ona może od niego chcieć? Może się dowiedziała? Wolał o tym nie myśleć. W sumie to nie kochał jej, no może trochę, ale najwyżej jak przyjaciółkę. Nie chciał z nią zrywać, bo nie chciał jej zranić. Była delikatną osobą. Może tego po niej nie widać, ale taka prawda. Andy wziął głęboki wdech i zaczął myśleć nad treścią sms'a. Bo przecież brak jakiejkolwiek reakcji na kilka nieodebranych połączeń byłby trochę... dziwny. Zawsze odpisywał, szczególnie wtedy, kiedy był w trasie, a ojciec dzwonił do niego po kilka razy. Gdyby to byłoby coś mało ważnego, nie próbowałby się z nim skontaktować aż sześć razy. Nie chciał do niego teraz dzwonić. Nie chciał, żeby usłyszał jego głos, który w tym momencie z pewnością nie był taki jak zwykle. Pewnie wciąż był taki, jak wtedy, kiedy "rozmawiał" z Ashley'em. Jednym słowem słaby, cichy. Nie był nawet pewien, czy zdoła wydusić z siebie jakiekolwiek słowo. Oni nic nie wiedzieli. Myśleli, że wszystko jest okey i jest przez cały czas taki wesoły i energiczny, jak na koncertach. Myśleli, że teraz pewnie jest z resztą chłopaków i menadżerem w barze i opychają się tonami fast-foodów. Na samą myśl o jedzeniu, ból żołądka się nasilił. Może po prostu był głodny? Nie. To na pewno nie to, zjadł hamburgera i frytki, dwa dni temu, więc nie powinien być głodny, a przynajmniej tak sądził. 
~ Hej, teraz nie mogę rozmawiać. To coś ważnego, że tyle razy dzwoniłeś? - wpisał w okienko wiadomości. Chwilę wahał się nad wysłaniem tego. Przeczytał treść jeszcze dwa razy i kliknął "wyślij". Po chwili ciszy, z jego telefonu dobiegł dźwięk sms'a. Otworzył go. 
~ Nie, no znaczy tak, może nie coś bardzo ważnego, ale mam złą wiadomość i chyba powinieneś wiedzieć... - po przeczytaniu tego zbladł. Jaka to może być wiadomość? Coś bardzo złego, czy po prostu Chris żartuje sobie z niego i odpisze coś typu "papier się skończył". Jego ojciec często żartował, ale przeważnie w takich sytuacjach się to nie zdarzało często. Biersack już miał odpisać, ale ponownie usłyszał dźwięk wiadomości. ~ Twój dziadek wczoraj miał zawał serca, zawieźliśmy go do szpitala, dzisiaj rano zmarł... Przykro mi... - przeczytał w myślach, a jego oczy, po raz kolejny tego dnia zrobiły się mokre. To nie mogła być prawda... Jego dziadek był jedną z najważniejszych dla niego osób... On nie mógł tak po prostu umrzeć... A najgorsze jest to, że nie może nawet nic zrobić. Bo niby co? Magicznym sposobem sprawi, że ożyje? Nie da się tak. Z bezsilności rzucił telefonem o ścianę. Nie był to dobry wybór, ale co innego mógł zrobić? 
- Andy, nie widziałeś... - usłyszał głos Ashley'a, który pojawił się w salonie. Najwyraźniej czegoś, albo kogoś szukał, ale przerwał od razu, kiedy go zobaczył. - Ej, co jest? - zapytał troskliwie, siadając obok niego, na co Biersack bez słowa wtulił się w jego ramię. Zapomniał o tym wszystkim, co stało się w nocy. Chciał, żeby Ashley był przy nim. Może i było to coś więcej niż przyjaźń? Nie zastanawiał się nad tym... I nawet nie chciał się zastanawiać. Miał teraz ważniejsze sprawy na głowie. - Mały, co się stało? - ponowił pytanie, po chwili milczenia. Pierwszy raz nazwał tak Andy'ego. I w sumie, Biersack'owi się to spodobało. Uśmiechnął się lekko na sam dźwięk tego przezwiska. Ashley i reszta chłopaków przeważnie nazywali go "młody", czy coś w tym stylu. Takie zdrobnienie było... słodkie? No przynajmniej lepsze niż "młody". O wiele lepsze. A już szczególnie z ust Ashley'a. 
- M-mój d-dziadek o-o-on... - zaczął, ale po chwili przerwał, dławiąc się własnymi łzami. Nie miał teraz siły, żeby wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowo. Nie chciał o tym rozmawiać, ale jeśli Purdy się go pyta, przecież musi jakoś odpowiedzieć. Wstał z kanapy i podniósł swój telefon z ziemi. Nie rozbił się. Nawet bateria z niego nie wypadła. Czyli jednak jest niezniszczalny. Andrew drżącą ręką otworzył wiadomość i podszedł do Ashley'a, żeby pokazać mu ją. Purdy odczytał jej treść i spojrzał na Andy'ego, który płakał jak małe dziecko. Nie miał zamiaru go pocieszać i prosić, żeby się uśmiechnął, bo wiedział, że i tak mu się nie uda. On nie potrzebował bezsensownego mówienia, że "będzie dobrze", bo przecież każdy wiedział, że nie będzie. Musiał się z tym po prostu pogodzić. Ash wiedział, że Andrew kochał swojego dziadka najmocniej z całej rodziny. Wiedział, że to nie jest dla niego takie łatwe i, że "przestań ryczeć" tu nie pomoże. Objął go w pasie i posadził sobie na kolanach, twarzą do swojej. Popatrzył mu w oczy, ale Andy od razu odwrócił wzrok i położył głowę na jego ramieniu, mocząc mu bluzkę. Ashley'a nie obchodziło to zbytnio. Lubił kiedy Andy był blisko. Był gotowy przesiedzieć z nim tak cały dzień, byle żeby go trochę rozweselić. 




- Ymm... czemu wy... okey, nie wnikam. - CC dziwnie się na nich popatrzył. Wolał nie pytać o co chodzi. Stwierdził, że to nie jego sprawa, a tak w ogóle to wolał nawet nie wiedzieć. 
- Zamknij się, niedorobie. Wreszcie usnął, więc nie spierdol tego. - syknął Ashley, patrząc na niego tak, jakby był gotowy strzelić mu w głowę karabinem, a zwłoki wrzucić na dno Atlantydy. Siedział tu z Andy'm już od dwóch godzin. Nie przeszkadzało mu to, bardziej przejmował się tym, że Andrew nie robił nic oprócz płakania w jego ramię. Dopiero teraz najwyraźniej trochę go to zmęczyło i usnął. Wolał, żeby się teraz nie obudził, bo później z pewnością by już nie zasnął. Do koncertu zostało mało czasu, a nie mógł tak wystąpić. 
- To fajnie wygląda... - Christian zaśmiał się cicho, ale spoważniał od razu, kiedy spotkał groźne spojrzenie Purdy'ego.
- W dupie mam jak to wygląda. Nie zostawię go teraz. 
- Fajnie, że bronisz swojego chłopaka, ale tak publicznie?
- Spierdalaj kurwa. - prawie krzyknął, ale w porę się opamiętał, żeby nie obudzić Biersack'a.
- Zaprzeczasz, czyli jednak...
- WON! - krzyknął, wskazując na drzwi, ale coś mu nie wyszło i pokazał na okno. CC'emu najwyraźniej znudziła się ta rozmowa, bo wyszedł z busa. A może po prostu się go posłuchał po raz pierwszy w życiu? Nie, to nie to, pewnie zgłodniał. Ashley na samą myśl o tym, zrobił się głodny. Mieli dwugodzinny postój, a on nie mógł nigdzie pójść, bo jak? Z Andy'm uwieszonym na jego szyi? W sumie to mógłby tak iść. Nie przeszkadzał mu jego "ciężar", którego ciężarem chyba nazwać nie można. Ważył tyle co jedenastolatka, a przynajmniej tak się Purdy'emu zdawało. Miał wrażenie, że jego ośmioletnia kuzynka jest cięższa.
- Oddawaj to kurwo!
- Nie!
- Tak!
- Nie! - z rozmyśleń wyrwała go kłótnia Jake'a i Jeremy'ego o frytki. Andy drgnął lekko i spojrzał na Ashley'a zaspanym wzrokiem. Najwyraźniej te wszystkie wrzaski musiały go jakoś obudzić.
- Śpij, uciszę ich jakoś. - uśmiechnął się lekko do niego.
- Dawaj! - krzyknął Pitts. Takie kłótnie to była w ich przypadku codzienność. Chłopaki kłócili się o wszystko. Najczęściej o jedzenie, albo o pilota. Potrafili się za to pozabijać. Często trzeba było ich rozdzielać, żeby sobie nic nie zrobili, co było trudne.
- Ja pierdolę, dawać mi te frytki, nie zasługujecie na nie! - wrzasnął Ashley, tak, że Biersack złapał mocniej skrawek jego koszuli, który przez cały czas trzymał i wtulił się w niego jeszcze mocniej niż wcześniej. Nie lubił, kiedy Purdy krzyczał.
- Sam se kup! - wykrzyknęli jednocześnie, jak mieli w zwyczaju. Ash wywrócił oczami i głośno westchnął. Z każdą sekundą był coraz bardziej głodny i coraz bardziej chciał iść na tą stację benzynową, albo ewentualnie przejść te pół kilometra i dotrzeć do MCdonald'a i coś kupić. Cokolwiek. Byle żeby było jadalne i było zestawem z cheeseburgerem, dużymi frytkami, lodami czekoladowymi, pepsi i małą latte.
- Andy - szturchnął Six'a w ramię, na co on popatrzył na niego tym samym, zaspanym wzrokiem. - zejdź ze mnie, idę kupić coś do jedzenia, bo przez nich jestem głodny. - powiedział, na co Andrew zszedł z jego kolan, lekko się ociągając. Chciał dalej przy nim być, nie chciał, żeby Ashley odszedł chociaż na chwilę. Potrzebował go, ale bał się to powiedzieć, więc nic nie mówił i czekał, aż Purdy pójdzie, co nie było łatwe. Chciał żeby z nim został. - Ej, co się stało? - spytał, kiedy z oczu Biersack'a zaczęły wypływać łzy, tak bez powodu. Sam nie wiedział co się z nim dzieje. Ale to z pewnością nie było nic dobrego. Ash wstał z kanapy i wytarł jego twarz rękawem swojej bluzy.
- N-nie wiem. - powiedział, starając się, żeby jego głos był taki jak zwykle, bo w tej chwili brzmiał jak smutna dziewczynka, której ktoś zabrał lizaka.
- Chodź, pójdziesz ze mną. - złapał go za nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi wyjściowych, ale od razu po wyjściu na dwór go puścił, bo trochę dziwnie to wyglądało.



- Co zjesz? - zapytał Ashley Andy'ego, kiedy stali w niewielkiej kolejce w MCdonaldzie. Andrew wpatrywał się w wiszące na ścianie menu, chociaż nic stamtąd nie chciał. 
- Wodę. - odpowiedział, nie odrywając wzroku od karty dań. W prawdzie nie było w niej nic ciekawego, ale co miał robić? Stanie w kolejce nie należało to jego ulubionych zajęć. Nudził się, ale co miał zrobić? Iść na zjeżdżalnię? 
- Woda to nie jedzenie. 
- No to sałatkę. 
- Kupować sałatkę w MCdonaldzie to jak przytulać prostytutkę. - burknął Ash, po czym wszystkie spojrzenia zwróciły się na niego. Nie potrafił mówić cicho, bo po co? Przyzwyczaił się do krzyczenia na koncertach i w otoczeniu chłopaków, bo żeby ich uciszyć, albo jakkolwiek się z nimi dogadać, trzeba było być na prawdę głośno i czasami nie było innego wyjścia od wydarcia się komuś do ucha, żeby go posłuchał. 
- No to kawę. - Biersack wywrócił oczami. - Pójdę zająć stolik. - oznajmił, po czym odszedł, nie czekając. Znalazł miejsce gdzieś przy ścianie. Nie chciał, żeby fani go zobaczyli. Nie wyglądał zbyt dobrze. Miał podkrążone oczy i nie miał teraz sił na podpisywanie autografów. W prawdzie, nikt go jeszcze nie zauważył, ale wolał nie ryzykować. Kochał ich. Kochał ich najmocniej na świecie. Nie chciał, żeby się o niego martwili i pytali co się stało. Co miał im powiedzieć? Prawdę? Wtedy przypomniałby sobie o tym i byłoby jeszcze gorzej. 
- Andy. Halo. Andy. Cześć. Andy. Hej. Słyszysz. Andy. Tu. Przed tobą. Ashley jestem. Cześć. Halo. Żyjesz. Andy. - powtarzał w kółko Ashley, stojący przed nim, wymachując ręką przed jego twarzą. Trzymał przed sobą tacę z trzema powiększonymi zestawami, dwoma happy meal'ami, colą i dużym kawowym shake'm. 
- Czy ciebie pojebało? - spytał Andrew, unosząc brew. 
- Tak. Serio, potrzebuję psychiatry. Kupiłem tym debilom jedzenie. I to powiększone. - usiadł obok niego i położył tacę na stole. - A teraz żryj to cyganie, bo nie dostaniesz samochodzika. - powiedział, po czym wyjął z jednego z happy meal'ów zabawkę i schował ją do kieszeni. 
- Nie chcę. 
- Uuu buntownik uuu anarchia uuu. - Ashley zrobił niezbyt normalną minę, ale widząc wzrok Biersack'a spoważniał. - Zjedz chociaż trochę, okey? - spytał, na co Andrew niechętnie skinął głową i wziął do ust połowę frytka, na co Purdy lekko się uśmiechnął.
- Już. - powiedział, po czym sięgnął po "kawę", która nawet kawą nie była, ale Ashley od razu odsunął kubek.
- Jeszcze trochę. Proszę... 
- Możemy wziąć na wynos...? - zapytał cichym głosem. Chciał jak najszybciej stąd wyjść. Nie chciał jeść, ale wiedział, że to go nie ominie. Ale pomimo tego chciał to ciągle odkładać na później, aż w końcu Ashley zapomni, chociaż to pewnie nigdy nie nastąpi. 




- Ale ja chciałem happy meal'a!
- Gdzie moja zabawka?!
- Tu nie ma zabawki!
- Wy macie, a my nie, to nie fair! - przekrzykiwali się chłopaki, podczas gdy Ashley i Andrew nawet nie zdążyli wejść do tour-busa. Biersack wyminął ich i wszedł do salonu, po czym usiadł na kanapie i włączył telewizor. W ten czas, Purdy tłumaczył się chłopakom dlaczego mają zestawy bez zabawek. Może i to wydawało się zabawne, ale w rzeczywistości było męczące. Czasami zachowywali się jak dzieci, no na przykład teraz. Nawet "najdojrzalszy" z nich wszystkich Jeremy. Ash, zmęczony tą "rozmową", wszedł do busa i usiadł obok Andy'ego.
- Miałeś coś zjeść. - przypomniał mu, ale Andrew nie zdążył odpowiedzieć, bo przerwał mu dzwonek jego telefonu. Obaj jednocześnie spojrzeli na wyświetlacz. Juliet. W oczach Biersack'a pojawił się strach. Co ona od niego chce? Co jak się dowiedziała? Ashley położył rękę na jego ramieniu, dając mu do zrozumienia, że jest przy nim, chociaż w tym momencie niewiele to pomogło. Andy drżącą ręką nacisnął przycisk "odbierz" i przyłożył telefon do ucha.
- Hej, koch...
- To koniec... Przepraszam... Pa... - powiedziała smutnym głosem, po czym się rozłączyła. Do Biersack'a z początku to nie docierało, a Ashley nawet tego nie usłyszał, bo siedział za daleko. Dopiero chwilę później Six uświadomił sobie, co się stało. Wypuścił telefon z ręki i wybiegł na zewnątrz, zabierając przy tym paczkę papierosów, którą schował do kieszeni. Usiadł na krawężniku, przy ulicy i w tym momencie miał gdzieś, że może potrącić go jakiś samochód. Stracił osobę, którą kochał, a może nawet dalej kocha i teraz ma tak po prostu odpuścić i zapomnieć o niej? Nie. Nie potrafił. Juliet nie była taka, jak w większości opowiadań, pisanych przez fanów. Była miła, zabawna... No po prostu nie była tępą pizdą.
- Andy, chodź tu. - Purdy wyszedł z busa i zawołał go, na co Biersack nie miał nawet zamiaru reagować. Ash o wszystkim wiedział, bo chwilę temu rozmawiał z Juliet. Nie wiedział tylko z jakiego powodu to zrobiła. Westchnął głośno, podszedł do niego i przytulił go do siebie. Nie obchodziło go, że są w miejscu publicznym i może się tu kręcić kilka fanów. Wiedział, że Andy teraz tego potrzebował. Za dobrze go znał, a tak po za tym to lubił być przy nim i chciał to wykorzystać. - Proszę, chodź... - wyszeptał, na co Six pokręcił przecząco głową. - Proszę. - złapał jego rękę i zmusił go do pójścia za nim. Andrew trochę się ociągał, ale lubił, kiedy Ash tak robił. Kiedy mówił do niego takim słodkim głosem... Chwila... Słodkim?



- A oni znowu? - Jinxx spojrzał kątem oka na Andy'ego śpiącego na kolanach Ashley'a, który chyba też spał. On o niczym nie wiedział. 
- To dziwnie wygląda trochę... - zaśmiał się Jake, który również nic nie wiedział, ale mało go to interesowało. 
- Juliet z nim zerwała, a jego dziadek umarł na zawał dzisiaj rano. I co, ma się cieszyć? - powiedział CC, nie odrywając wzroku znad gazety, którą właśnie czytał. Udało mu się wydusić od Ashley'a jakieś informacje, co było trudne, ale w końcu się udało. 
- Czemu z nim zerwała? Zrobił coś? - zapytał trochę zdziwiony Jeremy. Znał dobrze Simms, więc wiedział, że musiała mieć jakiś powód. Kochała Andy'ego nawet bardziej niż on ją, więc nie mogła ot tak go zostawić, więc albo on coś zrobił, albo ona. Christian wzruszył ramionami i rzucił wydanie Rock Sound'a gdzieś za siebie. 
- Weźcie ich obudźcie bo za chwilę koncert. - odezwał się Jake, pijący zimną kawę. 
- To sam ich obudź, geniuszu. - burknął Ferguson, który w prawdzie nic nie robił. Po prostu siedział tu i wpatrywał się w okno tak, jakby było tam coś ciekawego. W tej chwili jechali przez jakiś las, więc wszystko co widział to drzewa.
- Jestem zajęty, nie widzisz?
- A, no racja, jeszcze zimna kawa ci wystygnie. - Pitts wywrócił teatralnie oczami i podniósł się z miejsca, czemu towarzyszyło tradycyjne, ciche "ja pierdolę". Jinxx musiał mieć na prawdę dobry słuch, bo usłyszał to, ale nic nie mówił, bo nie miał w tej chwili ochoty na kłótnie. Jedyne co mu się chciało to usiąść przed telewizorem z puszką piwa, w swoim domu. 
- Ej, młody. - Jake szturchnął Andy'ego w ramię, na co on obudził się i spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem. Jego oczy były przekrwione i wciąż widać było w nich łzy. Pitts dawno nie widział go w takim stanie. Ostatnio chyba miał tak, kiedy Scout z nim zerwała. Ale nie było aż tak źle. Minęło kilka godzin i się pozbierał, ale tym razem było inaczej. Gorzej.  - Jak się czujesz? Za chwilę koncert, dasz radę wystąpić? - spytał, ale Andrew nie odpowiedział. Nie rozumiał, co Jake do niego mówi, słyszał tylko jakieś głosy i nie widział nic, po za rozmazanym obrazem pytającego go o coś kumpla z zespołu. Biersack wtulił się ponownie w Ashley'a, budząc go tym. - Weź się z nim jakoś dogadaj. Już siedemnasta, a wy tu siedzicie i nie macie zamiaru się ruszyć. - Pitts zwrócił się do Purdy'ego. Brązowooki przetarł oczy i ziewnął głośno.
- Andy. - powiedział, na co Biersack popatrzył na niego niechętnie. Nie wyglądał zbyt dobrze i dobrze to było widać, a Ashley ślepy nie jest. Bez słowa przyłożył rękę do jego czoła. Było gorące, czego z resztą mógł się spodziewać. - Odwołamy ten koncert. -  oznajmił bez namysłu, na co wszystkie pozostałe cztery pary oczu zwróciły się na niego. 
- Nie! - Andrew poderwał się z jego kolan i stanął na własnych nogach, ale po chwili zachwiał się i musiał złapać się czegoś. 
- No to zaśpiewaj coś. - powiedział Christian z kpiącym uśmieszkiem, na co z gardła Six'a wydobył się cichy początek Devil's Choir. Miał zachrypnięty głos. Nawet nie wiedział co śpiewa, po prostu chciał to już mieć za sobą. Nie lubił śpiewać przy kimś. Może i występował dla setek ludzi, ale na scenie był zupełnie inny niż w rzeczywistości. Po prostu nie lubił tego, a po za tym gardło go bolało i ledwo udało mu się wymusić z siebie jakikolwiek dźwięk. 
- Dobra, koniec. Odwołujemy ten koncert i już, a ty nie masz nic do gadania. - zdecydował Jeremy i każdy się z nim zgodził. Biersack nie miał ochoty na dyskusje, bo wiedział, że i tak przegra, więc tylko skinął potakująco głową. 
- Mamy coś na gorączkę? - zapytał Ash po chwili ciszy, na co w odpowiedzi uzyskał głośny śmiech. No tak, zostawili apteczkę i wszystkie leki, nawet te na kaca, w studiu, bo stwierdzili, że tylko ich obciążają i są nie potrzebne. 
- Więc jeśli koncertu nie będzie to idziesz ze mną się najebać, Ashley? - spytał Coma, po jakiś trzech minutach milczenia. Andy poczuł jakąś dziwną  gulę w gardle. Te słowa zabolały najbardziej, chociaż nawet nie były skierowane do niego. Chciał, żeby Purdy przy nim został. Nie mógł teraz go zostawić. Nie mógł teraz odejść, upić się do nieprzytomności, albo przelecieć kilka dziwek. Teraz? Teraz kiedy był najbardziej potrzebny? Tak o, zapomni o nim i pójdzie do klubu z CC'm? Ash spojrzał w stronę Six'a, czekając aż on wypowie się na ten temat i pozwoli mu iść. Andrew skinął głową, chociaż wcale tego nie chciał. Ale przecież Ashley nie był jego, pomimo tego, że oboje tego chcieli, ale nie potrafili się przyznać. Nawet nie dopuszczali do siebie myśli o tym, że może to być coś więcej niż zwykła przyjaźń. Już i tak wystarczająco namieszali. Nie chcieli, żeby jedno słowo, które od dawna chcieli sobie powiedzieć, zmieniło wszystko i popsuło to "coś", co było między nimi. Ashley i Christian wyszli z busa. Obaj mieli uśmiechy na ustach, tylko, że uśmiech Ash'a był mniejszy i niezbyt szczery. Ale był. Jak mógł go teraz zostawić? I na dodatek się cieszyć bez żadnego, chociaż najmniejszego poczucia winy? 



Było koło północy. Andy leżał w swojej pryczy, starając się usnąć już po raz trzeci. Za każdym razem jak próbował, usypiał po około trzydziestu minutach, ale po chwili budziły go koszmary, które nie dawały mu spokoju. Chwilę później odpuścił sobie i włączył Twitter'a na telefonie. Nawet wiadomości od fanów nie zdołały poprawić mu humoru. Większość zawierała taką samą treść, czyli pytania typu "jak się czujesz?". Nawet nie miał siły na nie odpisać. Nie chciał kłamać i pisać, że chujowo, bo taka była prawda. I nie chodziło już o ból głowy, gardła, nasilającą się gorączkę i brak snu, tylko o to, że nie ma przy nim Ashley'a, który w tej chwili pewnie pije już dziesiątego drinka i dobrze się bawi. Six wyciągnął z niewielkiej szafki nocnej zeszyt i zaczął myśleć nad jakąś nową piosenką, bo od wydania nowego utworu minęło kilka miesięcy, a on nawet nie ma zaczętego tekstu do następnego. Za każdym razem jak przycisnął długopis do kartki, kończyło się to na stosie papierków, z nieudanymi tekstami, w jego łóżku. Było ich już koło szesnastu i żaden tekst nie był odpowiedni, żeby coś z niego powstało. W prawdzie, miał kilka pomysłów, ale nie potrafił ich skleić w spójną całość. Zaczął znowu bazgrać swoim niestarannym pismem po kartce, z nadzieją, że tym razem się uda. Chwilę później miał już połowę tekstu. Poszło mu dosyć łatwo, w porównaniu do wcześniejszych prób, ale i tak nie miał zamiaru pokazać ten tekst komukolwiek. Już miał pisać dalej, ale poczuł kogoś obecność w pobliżu, co było dziwne, bo Jake i Jinxx byli w salonie. Obrócił się do tyłu i zamurowało go. Stał za nim Ashley i czytał tekst. Andrew szybko zamknął zeszyt, ale Purdy włożył dłoń pomiędzy jego kartki i zabrał go mu. 
- "The best things in life
Come with a price
The star that burns so bright
Faded the fastest" - przeczytał na głos, ale nie skończył, bo Andy złapał zeszyt i próbował mu go zabrać. Nie chciał, żeby ktoś to widział, a tym bardziej Ash, ale on nie dawał za wygraną. Przeglądał zeszyt i czytał zapisane w nim niedokończone teksty. - "So let's do mayday, I'm in trouble, send somebody on the double. Scratching at the floor inside my mind, they all accept the lie."* - przeczytał, ale Biersack wskoczył mu na plecy i udało mu się jakoś odzyskać zeszyt. Schował go do szuflady i wybiegł z pokoju. Ashley poszedł za nim i złapał go w pasie, nie pozwalając mu uciec dalej. Andy z początku wyrywał mu się, ale po chwili się uspokoił, wiedząc, że to nic nie da, bo Purdy był od niego silniejszy. Ash przewiesił sobie Six'a przez ramię i zaniósł go do "sypialni", gdzie posadził go na swoim łóżku. Martwił się o niego, a już szczególnie po przeczytaniu tych tekstów, które na wesołe nie wyglądały. - No przepraszam... - burknął w czym było słychać jego niechęć do tego słowa. - Andy, co się dzieje? - zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi, więc postanowił kontynuować swój monolog. - Przepraszam, że poszedłem wtedy z CC'm i nie zostałem z tobą i...
- Ale mi już nie chodzi o to, tylko... - odpowiedział, ale nie dokończył. Podkulił nogi pod brodę i oparł czoło o kolana. Ashley wpatrywał się w niego wyczekująco i spodziewał się tego, że za chwilę dokończy to, co chciał powiedzieć, ale to się nie stało. 
- Tylko... 
- Nie, to głupie...
- Powiedz, nie powiem tego nikomu.
- No bo... kocham kogoś... - powiedział, ale po chwili ugryzł się w język, wiedząc, że Ash za chwilę zacznie się dopytywać kogo i wszystko się wyda. 
- To wcale nie jest głupie. Więc... kim jest ta szczęściara? 
- Szczęściarz jak już... To ty...

                          ***************************
* - Pierce The Veil-Tangled In The Great Escape

I jak się podoba? Tak, wiem jestem okrutna ;_; Długo siedziałam nad tym rozdziałem i wreszcie go jakimś cudem skończyłam c: No i tradycyjnie, czytasz = komentujesz.
Endżoj =^.^=

8 komentarzy:

  1. Ojaciee *o*
    Zajekurwabiste *o* Jaram się, jaram! <3
    Biedny Andy.. A Ashley taki troskliwy i słodki. Oni muszą być razem, po prostu muszą <3
    Zastanawia mnie tylko Juliet, ale liczę, że wyjaśnisz w następnym rozdziale.
    Pisz szybko nexta, bo nie wytrzymam :D
    Czekam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Yay, w końcu rozdział. <3 Nawet nie wiesz, jak się cieszę. :3
    Rozdział normalnie zajebisty! chociaż zajebisty to mało powiedziane.. (: Bardzoo mi się podoba. *u*
    Życzę weny i chcę jak najszybciej widzieć tu next nn! <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny rozdział <3 Szybko się uwinęłaś, myślałam że next pojawi się później. No, rozczula mnie ta nędza Andy'ego. Takie to smutne, jak widok przejechanej myszki na asfalcie (bo dla mnie to bardzo smutne). Zakończone naprawdę fachowo. Szacun! Będę czekać na następne rozdziały *w*
    I dodaj jeszcze coś w temacie Juliet, bo mnie zżera ciekawość o co chodzi.
    <3333333

    OdpowiedzUsuń
  4. Andley is real ;_; tró lof normalnie
    A rozdział zaje, jak znam siebie to jutro przeczytam drugi raz xd
    Utalentowany dżejk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U u u, dobra Pałlina, przypomniałaś mi, żebym zmieniła nazwę, dostaniesz ciasteczko od Obamy, ciesz się, to zaszczyt c:

      Usuń
    2. Tag. Nawet bili lubi obame, ciasteczka od obamy som pyżne.

      Usuń
  5. O w dupę, jaki zajebisty rozdział *_* "Kupować sałatkę w MCdonaldzie to jak przytulać prostytutkę"- chyba sobie to wytatuuję jako złotą myśl XD Pisz szybko następny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :). Nie mogę się doczekać nexta :3

    OdpowiedzUsuń

6 komentarzy = nowy rozdział