***************************
- No bo... kocham kogoś... - powiedział, ale po chwili ugryzł się w język, wiedząc, że Ash za chwilę zacznie się dopytywać kogo i wszystko się wyda.
- To wcale nie jest głupie! Więc... kim jest ta szczęściara?
- Szczęściarz jak już... To ty...
Ashley przez chwilę wpatrywał się w niego tak, jakby nie dotarło to do niego. Dopiero teraz Andy zorientował się co powiedział chwilę temu. Wybiegł z pokoju, zbiegł schodami na dół i nie zważając na chłopaków siedzących w salonie, wyszedł z tour-busa. W dalszą drogę ruszali dopiero koło szóstej rano, więc nie musiał się martwić, że odjadą bez niego. W sumie to nawet chciał tu zostać. Purdy pewnie go znienawidził i nie chce go widzieć. Fajnie. Stracił kolejną z najważniejszych dla niego osób. A wszystko przez jedno nieprzemyślane zdanie. Gorszego dnia niż ten chyba nigdy nie miał. Chciał się obudzić z tego chorego snu. Co z tego, że to nawet nie jest sen. Chciał otworzyć oczy i znaleźć się w SWOIM łóżku, w SWOIM domu, obok Juliet. A co do niej, chciał, żeby wciąż była jego. Tęsknił za nią. Chciał ją przy sobie. Teraz. Co z tego, że już nie są ze sobą. Dalej ją kochał. Ją i Ashley'a. Ale jego nikt. Jak zajebiście. I na dodatek jest w jakimś ciemnym lesie bez żywej duszy. W środku nocy. Bez latarki, telefonu, pieniędzy, albo przynajmniej jakiejś bluzy. Jednak wychodzenie na dwór, o tej godzinie bez żadnego czegoś, co mogłoby go ogrzać, nie było dobrym rozwiązaniem. Tym bardziej, że chyba zgubił drogę i nie wiedział, gdzie się znajduje. Nie znał Nashville, o czym mógł pomyśleć wtedy, kiedy zdecydował się wybiec z busa i dotrzeć... tu. Zaczęło mu się robić ciemno przed oczami. Nawet ciemniej, niż było w tej chwili na dworze. Usiadł pod drzewem, żeby trochę się uspokoić. Nie wiedział, co się z nim dzieje, nie wiedział, czy to przez gorączkę, przez długi bieg, czy przemęczenie, ale wiedział jedno- to nie będzie dla niego korzystne. Jego powieki zaczęły robić się ciężkie, aż w końcu zaczął tracić nad nimi kontrolę. Zamknął oczy, ale szybko ocknął się i zorientował się, co robi i jakim trzeba być idiotą, żeby urządzać sobie drzemki w lasopodobnym czymś. Wstał z ziemi i zaczął nerwowo kręcić się w kółko, z myślą, że to magicznie teleportuje go do busa. Chodził tak i próbował coś wymyślić. Płakał jak małe dziecko i nie miał nad tym kontroli. "On mnie nienawidzi"- wmawiał sobie, czekając aż rzuci się na niego jakieś zwierze ze wścieklizną i to wszystko się skończy, bo tak będzie lepiej dla nich wszystkich.
- Andy! Andy! - słyszał znajomy głos w oddali i kroki zmierzające w jego stronę. Wbrew swojej woli schował się za drzewem i siedział tam, do czasu aż stanął przed nim zdyszany od biegu Ashley. - Czemu mnie tam zostawiłeś? - zapytał, ciężko oddychając. Andrew przez chwilę nic nie mówił. Odwrócił wzrok. Było mu wstyd.
- Bo byłem głupi i nie powinienem ci mówić. - odpowiedział, wciąż unikając spojrzenia Ash'a.
- Cieszę się, że mi powiedziałeś.
- Dlaczego? Bo możesz mnie nienawidzić jeszcze bardziej?
- Nie, głupku. Bo możemy wreszcie być razem. - Andy odwrócił się w jego stronę ze zszokowanym wyrazem twarzy. Ashley tylko się roześmiał i pochylił się nad nim, ale Six szybko się odsunął. - Nie chcesz tego? - spytał łapiąc go delikatnie za rękę. Andy poczuł rumieniec na swojej twarzy, ale szybko spuścił głowę żeby go ukryć. Co z tego, że była noc i było ciemno? Purdy ma dobry wzrok, więc bez problemu zdoła to zauważyć.
- Nie chcę, żebyś mnie przeleciał, a później zostawił. - odparł po chwili namysłu.
- Przelecieć to się mogę samolotem. - burknął. Nienawidził, kiedy ktoś o nim tak mówił. Nienawidził tego, co robił. Tego, że każdy uważał go za "męską dziwkę". Nie był taki. Może i chodził często do nocnych klubów i zdarzało mu się za dużo wypić i obudzić się z nieznajomymi dziewczynami w łóżku hotelowym, ale nie był taki, jak mówiły o tym media, a Andrew i reszta chłopaków dobrze to wiedzieli. Wiedzieli, że taki tok myślenia może go nieźle zranić, ale nie zapominali o tym. - Słuchaj, kocham cię, a dobrze wiesz, że rzadko używam tego słowa. Nigdy bym ci takiego czegoś nie zrobił. Nie zależy mi tylko na pieprzeniu twojego chudego tyłka. Nigdy nie zrobiłbym nic wbrew twojej woli, a jak już to możesz wygrzebać z dna szafy swoje glany i połamać mi wszystkie kości. Jesteś jedynym o czym myślałem przez te kilka lat od poznania ciebie, rozumiesz? Nie mówię tego, po to, żeby tylko mieć ciebie całego dla siebie, chociaż to jedyne o czym marzę. Chcę tylko, żeby na tej twojej ślicznej, bladej twarzy pojawił się szczery uśmiech przynajmniej na sekundę, nawet pół. Nie wiem, czy chcesz, nie wiem, czy w ogóle mnie słuchasz, ale jestem cały twój, bo jesteś pierwszą i ostatnią osobą na której mi tak zależy. Kocham cię, mały skurwielu, który rozjebał cały mój świat. Nie mogę patrzeć jak płaczesz, głodzisz się i nawet nie myśl, że tego nie widzę, bo ślepy nie jestem. Masz być po prostu szczęśliwy, nie koniecznie ze mną, po prostu masz się uśmiechnąć. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaki masz piękny uśmiech, z tego w jaki sposób patrzę się na ciebie, gdy nie widzisz i z tego jak bardzo kocham twój dotyk i bez skojarzeń i tym podobnych proszę. Wiem, że się powtarzam, ale ko... - nie skończył, bo poczuł ciepłe wargi Andy'ego na swoich. Może i nie był to nie wiadomo jak długi i czuły pocałunek, ale był. Wreszcie. Po trzech latach marzenia o tym, wreszcie się spełniło. A może to po prostu sen?
- Wiesz, że wypowiedziałeś najdłuższe kilka zdań w swojej historii? I to w miarę poprawnie złożone gramatycznie. - zaśmiał się Six. Widać, że już mu się humor poprawił. W sumie to miał rację, pierwszy raz usłyszał coś takiego z ust Ashley'a. Wiedział już, że mu zależało i te słowa są prawdziwe. Gdyby nie zależałoby mu powiedział by zwykłe, niezbyt szczere "kocham cię". Nawet dla Kiny nie wysilał się aż tak i nie myślał nad tymi kilkoma miłymi zdaniami, a była jedyną dziewczyną, oprócz Sandry, którą tak polubił. Purdy nie odpowiedział. Zdjął bluzę i dał ją Andy'emu, bo zauważył, że było mu zimno, a wolał nie odwoływać kolejnego koncertu, albo nawet całej trasy. - Dzięki... - burknął, zakładając ją na siebie. - Wracamy już? - zapytał, zauważając, że bluza niewiele go ogrzała. A po za tym, kto chciałby przesiedzieć całą noc w lesie?
▲
- Oni spędzają ze sobą coraz więcej czasu... Znacznie więcej niż wcześniej... Mówię wam, coś musiało się stać, albo... - Jake podniósł wzrok znad swojej kawy i popatrzył po siedzących przed nim Jinxx'a i CC'ego. Nie musiał kończyć, bo oni dobrze wiedzieli co Pitts ma na myśli.
- Nie. To nie to. Przecież oni obaj są hetero. Dopiero co Simms zerwała z Six'em, myślisz, że pozbierał się tak szybko, żeby znowu z kimś być? A tym bardziej z chłopakiem?
- On się nie pozbierał, Jeremy. A Purdy pewnie postanowił to wykorzystać. Czy to, że zrezygnował z nawpierdalania się alkoholu do nieprzytomności nie jest wystarczającym argumentem? On nigdy z takiego czegoś nie rezygnuje. Widzieliście żeby kiedyś wyszedł z imprezy w jej połowie? I to dla niego? Żeby później mogli sobie pójść razem Bóg wie gdzie? Nie ma ich już godzinę. - powiedział Christian, po czym po pomieszczeniu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Wszyscy spojrzeli w ich stronę, chociaż wiedzieli kto się w nich pojawi. Ich przypuszczenia okazały się trafne. Zobaczyli Ashley'a i Andy'ego. Byli cali przemoczeni od deszczu, który zaczął padać chwilę temu. Bez słowa poszli na górę, gdzie były łóżka i ich walizki z suchymi i niby czystymi ubraniami.
▲
- Oni spędzają ze sobą coraz więcej czasu... Znacznie więcej niż wcześniej... Mówię wam, coś musiało się stać, albo... - Jake podniósł wzrok znad swojej kawy i popatrzył po siedzących przed nim Jinxx'a i CC'ego. Nie musiał kończyć, bo oni dobrze wiedzieli co Pitts ma na myśli.
- Nie. To nie to. Przecież oni obaj są hetero. Dopiero co Simms zerwała z Six'em, myślisz, że pozbierał się tak szybko, żeby znowu z kimś być? A tym bardziej z chłopakiem?
- On się nie pozbierał, Jeremy. A Purdy pewnie postanowił to wykorzystać. Czy to, że zrezygnował z nawpierdalania się alkoholu do nieprzytomności nie jest wystarczającym argumentem? On nigdy z takiego czegoś nie rezygnuje. Widzieliście żeby kiedyś wyszedł z imprezy w jej połowie? I to dla niego? Żeby później mogli sobie pójść razem Bóg wie gdzie? Nie ma ich już godzinę. - powiedział Christian, po czym po pomieszczeniu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Wszyscy spojrzeli w ich stronę, chociaż wiedzieli kto się w nich pojawi. Ich przypuszczenia okazały się trafne. Zobaczyli Ashley'a i Andy'ego. Byli cali przemoczeni od deszczu, który zaczął padać chwilę temu. Bez słowa poszli na górę, gdzie były łóżka i ich walizki z suchymi i niby czystymi ubraniami.
▲
Było już koło czwartej w nocy... albo czwartej rano... jak kto woli. Ale bardziej wyglądało na czwartą w nocy bo na dworze było ciemno, czego można było się domyślić. Jinxx, Jake i Christian stwierdzili, że nie mają potrzeby spać, bo i tak się nie wyśpią, więc grali na xboxie. Ashley spał, chociaż to udawanie niezbyt mu wychodziło. Leżał w swojej pryczy z lekko uchylonymi oczami, patrząc na Andy'ego, który siedział na swoim łóżku z telefonem w ręku i czytał wiadomości na Twitterze. Miał na sobie tylko spodnie, więc Purdy miał widok na rzecz, której najbardziej w nim nienawidził, czyli jego coraz chudszy brzuch i wyraźnie zaznaczone kości na jego torsie, które były głównym powodem, dlaczego nie występował już bez koszulki. Bał się, że fani to zobaczą i będą chcieli, żeby jadł więcej, a on znowu im coś obieca, a później tej obietnicy nie dotrzyma. Po chwili, Andrew wyłączył telefon i udał się do swojego łóżka, po czym rozpoczął próby spokojnego snu, ale za każdym razem budził się z krzykiem, bo znowu dręczyły go koszmary, które nie dawały mu spokoju od kilku dni. Brakowało mu Juliet. Brakowało mu tej małej, wtulonej w niego osóbki. Zanim się spostrzegł, była 5:27, a on dalej był przytomny. Wiedział, że już nie uśnie.
- Andy, śpisz? - szepnął Ashley, który też nie mógł spać. Andrew w odpowiedzi burknął coś pod nosem, co miało chyba znaczyć, że nie śpi. Purdy bez słowa wpełznął do jego łóżka i owinął ręce wokół jego talii, z nadzieją, że uda mu się go uśpić przynajmniej na pół godziny. Zaczął gładzić jego włosy do czasu, aż jego ciężkie powieki opadły w dół, a oddechy stały się spokojniejsze i głębsze. Jest słodki jak śpi - pomyślał Purdy wpatrując się w jego bladą twarz i miękkie, ciepłe usta, których tak bardzo pragnął.
▲
Była 13:18, a Andrew wciąż spał. Ashley siedział przy nim z kubkiem herbaty, nie spuszczając z niego oczu. Lubił tak sobie posiedzieć w ciszy, podczas jazdy. Byli w drodze do Saint Louis, czyli czekało ich około dwóch godzin jazdy, nie wliczając postojów. Byli już na terenie Missouri, bo z Tennessee wyjechali trzy godziny temu. Może i niektórym takie siedzenie może wydawać się nudne, ale on lubił tak posiedzieć i popatrzeć, a już szczególnie na Andy'ego, który był jednym z jego ulubionych widoków. Po chwili Six przewrócił się na drugi bok, przy czym uniósł lekko swoją czarną bluzkę, odsłaniając nieco brzuch. Miał dosyć kobiecy organizm. Jego talia była dobrze zaznaczona, a kości biodrowe były mocno widoczne pod jasną, niemal białą, skórą. W prawdzie to nikt nie wiedział dlaczego on siebie tak bardzo nie lubił. Według Ashley'a był idealny. Jego sylwetka, jego oczy, jego głębokie usta, jego rysy twarzy... To wszystko w nim kochał, Andrew był jedyną rzeczą którą tak bardzo chciał mieć tylko dla siebie. Lubił to uczucie, gdy miał go w swoich ramionach. Po chwili położył kubek na szafkę nocną i położył się obok Biersack'a, łaskocząc go w brzuch. Po prostu nie mógł się temu oprzeć. Lubił jego śmiech, a z racji, że miał łaskotki w wielu miejscach, postanowił to wykorzystać. Ale tym razem nie podziałało. Andy jak oparzony odskoczył od niego, spadając przy tym na podłogę, po czym szybko opuścił bluzkę w dół. Ashley nie wiedział o co mu chodzi. Bez słowa podszedł do niego i pocałował go w czoło, na co on znowu się odsunął.
- Ej, co jest, mały? - zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. Andrew nie lubił kiedy ktoś go dotykał. Ktokolwiek, nawet Ash. Chociaż... Purdy był inny. Teraz ufał tylko jemu. Miał wrażenie, że tylko on nie chce zrobić mu krzywdy. Ale pomimo tego się bał i miał wątpliwości. Już sam nie wiedział co się z nim dzieje. Raz chce być blisko niego, raz się od niego odsuwa. Już powoli tracił panowanie nad swoimi uczuciami, ciałem, myślami no i ogólnie sobą. Trząsł się wbrew swojej woli i nawet nie wiedział dlaczego. To normalne? Nie, raczej nie. Ashley ostrożnie przybliżył się do niego i usiadł na podłodze, zachowując wystarczającą odległość. On też nie wiedział co się dzieje z Andy'm. Zmienił się. Nie na lepsze, nie na gorsze, po prostu zmienił się. Był inny niż rok, dwa, trzy lata temu. Nie był już tym samym, energicznym i pewnym siebie dzieciakiem, którego poznał w liceum. - Wszystko okey? - spytał, powoli zbliżając się do niego. Tym razem Six się nie odsunął. Nie miał gdzie. Zacisnął swoje, już mokre, oczy i przysunął się do ściany jeszcze bardziej. Jakby ta ściana miała go obronić. Ashley powoli zbliżał się do niego, aż w końcu przytulił go do siebie, gładząc jego włosy. - Czego ty się boisz? Nic ci nie zrobię... - powiedział cicho, żeby go nie wystraszyć. Andy czasami zachowywał się jak zgwałcona siedmiolatka. Był zbyt wrażliwy i strachliwy jak na dorosłego faceta. W prawdzie próbował to ukryć i miał odwagę to okazywać tylko przy kimś takim jak Ashley. Ukrywał to przed wszystkimi i udawał kogoś innego, a oni mu wierzyli. Nawet fani. To przed nimi chciał to zamaskować najbardziej. Bo co jak zobaczyliby blizny na jego udach? Miał być dla nich przykładem. Mówił, żeby tego nie robili, a sam to robi.
- Puść mnie! - krzyknął, ale po chwili zakrył usta dłonią. Ash nie posłuchał go, czego można było się spodziewać. Objął go mocniej. Andy wyrywał się przez chwilę, ale po chwili odpuścił, widząc, że to nie ma sensu, bo Purdy jest od niego o wiele silniejszy.
- Mały, co się z tobą dzieje? - wyszeptał, wciąż go nie puszczając, bo to, że już się nie wyrywał wcale nie znaczyło, że nie chce tego zrobić.
- N-nie wiem... - wyjąkał Andrew, ściskając mocno skrawek koszuli Ashley'a. Miał bardzo zmienne nastroje. Było to chyba spowodowane gorączką, która wciąż nie ustawała. W prawdzie nie była jakaś nie wiadomo jak silna, ale była.
- Idź się położyć. - Ashley pomógł mu wstać z ziemi i zaprowadził do łóżka, po czym usiadł na jego skrawku i nakrył Andy'ego kocem. - Za godzinę może zrobimy postój, chcesz coś?
- Chcę żebyś został. - burknął Six, robiąc mu miejsce obok. Purdy chwilę się wahał. Chciał tego. Bardzo. Ale bał się, że może zrobić coś, czego nie może, nie zamierza i nie chce zrobić i już doszczętnie wszystko zniszczyć. Andy źle na niego działał. Chciał go mieć ciągle przy sobie, ale nie mógł, bo mu obiecał, że nie zrobi nic wbrew jego woli. Ale jak może dotrzymać tą obietnicę, jeśli siebie nie kontroluje? Po chwili namysłu uległ jego prośbie i niepewnie położył się obok. Nic nie mówili, po prostu patrzyli się w sufit, do czasu kiedy Andrew objął Ashley'a i położył głowę na jego ramieniu.
▲
- Czy wy jesteście niedojebani?! - całe pomieszczenie wypełnił głos Jake'a. Ashley uchylił jedno oko i spojrzał na niego. Nie miał najmniejszej ochoty wstawać. Może to dziwnie zabrzmi, ale lubił leżeć na Andy'm. W sensie, że na jego żebrach, albo ramieniu. - Spóźniliśmy się kurwa na koncert, a przez kogo?!
- Jinxx'a? - zasugerował obudzony krzykiem Andrew, któremu humor już się poprawił. Pitts zignorował go i wyszedł. Nie chciał się na niego wydzierać, bo wiedział, że oberwie za to od Purdy'ego. Po chwili wrócił i popatrzył na nich dziwnym wzrokiem.
- Czy wy...
- Nie! - zaprzeczył błyskawicznie Biersack. Łatwo było się domyślić o co zapyta Jake. Pewnie o to dlaczego śpią w jednym łóżku, albo czy są razem. Nie są. W prawdzie to chcieli tego. Tak cholernie tego chcieli, ale nie mogli. A najgorsze, że nie wiedzieli nawet czemu. Pitts opuścił pokój, zostawiając ich samych. Andrew usiadł naprzeciwko Ashley'a i z uśmiechem naparł swoimi ustami na jego. Może już przestał się go bać?
- Andy - Ash ułożył swoje ręce na jego torsie i odepchnął go. Nie mógł tak postępować. Nie, że mu się nie podobało, bo chciał, żeby to trwało wiecznie, ale... no po prostu nie mógł. Przecież nawet nie byli razem. To już zaczynało być... dziwne. - zdecyduj się. Raz się mnie boisz i nie pozwalasz mi się dotknąć, a raz tak o, bez przyczyny mnie całujesz, zdecyduj się człowieku. - powiedział z wyczuwalną złością w głosie. Może i był przyzwyczajony do pieprzenia dziewczyn, których nawet imion nie znał, ale Six był inny. Nie był kolejną dziwką, która znudzi mu się po jednej nocy. Kochał go. Był pierwszą osobą, do której coś takiego czuł.
- Nie podobało się? - mruknął złośliwie. Był teraz zupełnie inną osobą niż kilka godzin wcześniej i w takiej wersji bardziej odpowiadał Ashley'owi, który postanowił wykorzystać tą jego nagłą zmianę. Pchnął go do tyłu i przygwoździł go do łóżka, po czym spojrzał mu w oczy.
- Podobało. I mam kurwa niedobór. - powiedział, całując jego usta, schodząc powoli do szyi. Kurwa, co ja robię...- pomyślał Andrew, próbując mu się wyrwać. Purdy od razu to zauważył i zszedł z niego, po czym oboje usiedli na krawędzi łóżka. - Czyli stary Andy powrócił. - zaśmiał się, patrząc na jego zmieszany wyraz twarzy. - Powiesz mi co się dzieje?
- Nie. Ja sam nie wiem... Dlaczego ty w ogóle tutaj ze mną siedzisz? Idź z chłopakami do jakiegoś klubu, przeleć jakąś dziwkę jak za dawnych czasów i zapomnij o mnie. I tak nie będziemy razem. - szepnął, nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego co powiedział, ale po chwili odzyskał świadomość. Chciał to cofnąć, ale było już za późno. Spodziewał się, że Ash zrobi to, co mu kazał, ale on został.
- Dlaczego nie?
- N-nie wiem. K-kocham cię, a-ale... - jąkał się, jednocześnie myśląc nad tym, co ma powiedzieć.
- Okey, jeśli nie chcesz teraz, nie musimy. Ale i tak będę czekał. - po tych słowach, Ashley zabrał rękę, którą dotychczas go obejmował. Wątpił, że wytrzyma to czekanie, które pewnie nigdy nie nadejdzie, ale zdawał sobie sprawę, że Andrew musi najpierw pozbierać się jakoś po Juliet.
- Ej, ale to nie znaczy, że nie chcę mieć ciebie przy sobie. - powiedział Six, obejmując się jego ręką i przytulając do niego.
- Na jedno wychodzi. Do takiego "nie bycia razem" mógłbym się przyzwyczaić. - zaśmiał się Purdy, owijając ręce wokół jego talii i kładąc głowę na jego ramieniu. Gdyby ktoś teraz wszedł i ich zobaczył byłoby nieciekawie.
▲
Pozostała trójka siedziała w salonie. Jake i Christian oglądali kreskówki w telewizji, a Jeremy robił kolację, co było na porządku dziennym, bo z całego zespołu tylko Jinxx potrafił w miarę dobrze gotować i jako jedyny nie przypalał wody.
- Hej, Jake - Pitts spojrzał na przyjaciela, odrywając na chwilę wzrok od ekranu. Ferguson zrobił głową gest, oznaczający, że chce z nim porozmawiać na osobności. Odeszli kawałek od salonu, na odległość wystarczającą, żeby nikt ich nie usłyszał.
- Co? - spytał niepewnym głosem, wiedząc, że może dostać opieprz za... za coś. Wszyscy nazywali Jeremy'ego "mamą Jinxx", bo zawsze na nich krzyczał za drobne rzeczy, na przykład za porozrzucane ubrania po całym busie, albo za próby zabicia muchy dezodorantem, przez co trzeba było otwierać wszystkie okna, żeby przewietrzyć pomieszczenie i się nie udusić.
- Rozmawiałeś z nimi?
- Z kim?
- No z Purdy'm i Biersack'iem.
- Tak jakby...
- Czyli?
- No jak wszedłem to leżeli sobie razem w pryczy Six'a leniwce jebane i chyba ich obudziłem i spytałem się czy oni... no wiesz. Ale Biersack powiedział, że nie.
- I co dalej?
- No i wyszedłem.
- Zjebałeś sprawę.
- Więc co teraz?
- Zagramy w 'prawda czy wyzwanie'.
- Nienawidzę tej gry.
- Zamknij się i słuchaj. Oni obaj nienawidzą przegrywać tej gry, zrobią wszystko, żeby wygrać, więc no najlepszy sposób, żeby... no wiesz. - obaj uśmiechnęli się szyderczo. Nie trzeba było długo namawiać Jake'a, żeby się zgodził.
- Okey. - po tych słowach, dołączyli do reszty. Ashley i Andy już zdążyli zejść na dół, więc oszczędzili sobie włażenia po schodach i namawiania ich do przyjścia. - Chłopaki! - krzyknął Pitts.
- Co? - odparli chórkiem nie odwracając się do niego.
- Nudzi mi się.
- Mi też.
- I mi.
- Zagramy w coś? - wtrącił się Jeremy. Wszyscy się zgodzili, ponieważ w busie nie było nic lepszego do roboty, a na dworze padał deszcz, co można było wywnioskować z kropel wody spływających po szybach.
- Może w 'prawda czy wyzwanie'? - zaproponował Jake. Całej pozostałej trójce spodobała się ta propozycja. Usiedli na podłodze tworząc "kółko", które na kółko raczej nie wyglądało. - Takie zasady jak zawsze? - zapytał, na co chłopaki skinęli głowami. Zasady były takie, że jak ktoś nie wykona zadania, albo skłamie, wybierając prawdę, zdejmuje z siebie dowolną część garderoby. Gra kończy się gdy wszyscy, oprócz jednej, ewentualnie dwóch osób, pozostaną bez ubrań. Najpierw wypadło na Jake'a, później na Andy'ego...
Komentujcie, Kotałki, bo chcę wiedzieć ile osób to czyta.
EDIT: poprawiłam trochę, gdzieniegdzie wstawiłam kilka razy ten sam tekst, przepraszam, jeśli utrudniło Wam to czytanie.
EDIT: poprawiłam trochę, gdzieniegdzie wstawiłam kilka razy ten sam tekst, przepraszam, jeśli utrudniło Wam to czytanie.