Pewnie spłonę na stosie, ale mam za dużo pomysłów na to opowiadanie i nie wiem jak je wykorzystać, więc zaczynam od nowa. To będzie (a przynajmniej mam nadzieję, że będzie) ciekawsze od poprzedniego.
***************************
Andy stał na środku sceny, pomiędzy Ashley'em, a Jake'm. Migające światła sceniczne, padające prosto na jego, pomalowane na czarno, niebieskie oczy, oślepiały go i dezorientowały. Był zmęczony, podobnie jak reszta zespołu. Koncert dobiegał już końca. Mieli zagrać jeszcze trzy piosenki i zejść ze sceny, odpocząć, po czym znowu wyjść, podpisać autografy i spotkać się z kilkoma fanami. Trasa koncertowa była naprawdę męcząca. Andy wydobył z siebie głośny krzyk, rozpoczynający piosenkę. Otarł ręką pod z czoła, zaczesując przy tym swoje czarne włosy, spadające na jego twarz, do tyłu. Chciał jak najszybciej wracać do tour-busa. Każdy krzyk rozsadzał jego gardło coraz bardziej, a jego żołądek bolał, przez brak jedzenia i sił. Czuł, że jego półnagie ciało drży. Nie z zimna, bo w klubie było gorąco, bardziej z przemęczenia. Spał bardzo mało, czasami nawet w ogóle. Ciągle robił sobie próby. Musiał być najlepszy. Zacisnął powieki i wydobył z siebie słowa, zaczynające piosenkę "I Am Bulletproof". Chciał dać z siebie wszystko, ale nie wychodziło mu to dzisiaj. Zwykle był na scenie energiczny, a teraz nawet krzyki fanów mu nie pomagały. Nie chciał, żeby fani zobaczyli, że jest zmęczony, czy słaby. Uchylił lekko oczy i od razu oślepiło go światło reflektorów, padające na scenę. Jego powieki z każdą sekundą stawały się coraz cięższe. Powtarzał sobie w myślach, że jeszcze tylko kilka minut i koniec, ale to nie działało. Gdy nadszedł czas na solówkę Jake'a, wyciągnął z kieszeni swoich rurek paczkę Marlboro, w której znajdowała się też zapalniczka. Odpalił jednego papierosa i schował paczkę z powrotem do kieszeni. Zaciągnął się dymem, powodując tym jeszcze mocniejsze pieczenie gardła. Chwycił mikrofon i, kiedy nadszedł na to czas, dokończył piosenkę. Czuł, że nie da rady zaśpiewać więcej, więc oznajmił, że to już koniec koncertu i powiedział kilka słów na pożegnanie. Dało się słyszeć niezadowolenie niektórych fanów. Andy westchnął i zszedł ze sceny, kierując się do małej garderoby. Reszta zespołu poszła w jego ślady. Otworzył drzwi i zabrał z wieszaka ręcznik, po czym otarł pot z czoła.
- Masz, wypij to. - usłyszał znajomy głos. Odwrócił się i zobaczył Ashley'a, stojącego za nim z butelką wody w ręku. Andy pokręcił głową. Nie był spragniony. - Wypij to. - powtórzył Purdy, ostrzejszym głosem. Andrew, zlękniony nagłą zmianą głosu przyjaciela, wziął od niego butelkę i odkręcił nakrętkę, po czym przyłożył gwint do ust i wziął małego łyka. Zimna woda wypełniła jego suche, gorące gardło. Poczuł się trochę lepiej. Ashley uśmiechnął się na ten widok. Andy wziął jeszcze kilka większych łyków i odłożył butelkę na stół. - Dasz radę wyjść, podpisać autografy, czy chcesz już wrócić do busa? - zapytał Ash, siadając na stole. Biersack chwilę myślał nad tym. Nie chciał zawieść fanów i zachować się jak słaby cham, który woli iść odpocząć, niż spotkać się z ludźmi, których kocha, bo źle się czuje. Wydusił z siebie ciche "pójdę" i poszedł w stronę drzwi, prowadzących na zewnątrz, gdzie czekało na niego sporo fanów. Ich piski jeszcze bardziej wzmocniły ból jego głowy. Zignorował to i pomachał do nich, po czym zszedł po schodach i podszedł do dwóch dziewczyn z makijażem podobnym do jego. Lubił rozmawiać z fanami. Czuł wtedy, że podoba im się to co robi, z całą resztą zespołu. Lubił nawet te krzyki, które były ledwo do zniesienia. Przyzwyczaił się już do nich, co nie zmienia faktu, że rozsadzały mu głowę.
▲
Ashley patrzył jak Andy zachwiał się, po czym oparł ręką o drzwi busa. Musi być wyczerpany po tym koncercie...- pomyślał. Nie mylił się. Wiedział, że on pełni jedną z najcięższych ról w zespole. Musi przez cały występ śpiewać i włóczyć się po scenie, a czasami wchodzić do tłumu i znosić te rozwrzeszczane fanki, próbujące obedrzeć go z ubrań. Nie może długo stać w miejscu. A na dodatek jest najmłodszy i chyba najsłabszy z całego zespołu.
- Może zatrzymamy się dzisiaj w hotelu? - zaproponował Jinxx, który właśnie doszedł do reszty. Wiedział, że im wszystkim przydałby się odpoczynek, a bus nie jest zbyt wygodnym miejscem do spania. Wszyscy się zgodzili, oprócz Andy'ego, który bezczynnie wpatrywał się w jeden punkt, którym były jego czarne kowbojki. Ashley szturchnął go w ramię, wyrywając go z zamyślenia.
- Co? - spytał, podnosząc wzrok. Jake powtórzył pytanie Jeremy'ego, na które Biersack bez namysłu się zgodził. Chciał wreszcie przespać się na czymś, co nie jest niewygodnym łóżkiem, znajdującym się w busie, z którego podczas jazdy spadał na każdym ostrym zakręcie. Christian otworzył drzwi tour-busa i od razu po wejściu, rzucił się na kanapę. Andy wszedł ostatni, potykając się przy tym o schody i upadając na podłogę. Ash stał obok i śmiał się z niego. Andrew podniósł się z ziemi i usiadł na kanapie, w czymś, co nazywali salonem, ale to pomieszczenie pełniło też rolę kuchni i dla niektórych również sypialni. Po chwili Purdy dołączył do przyjaciela, który oparł głowę o jego ramię i zamknął oczy. Wreszcie mógł przynajmniej przez chwilę odpocząć. Może i było mu niezbyt wygodnie, ale to mało istotne. Liczyło się dla niego tylko to, że wreszcie mógł na spokojnie zamknąć oczy i nie zostać obudzonym przez wrzask fanek, które już chyba wróciły do domów.
- O, jak słodko. - rozczulił się CC. Biersack zabrał głowę z ramienia Ash'a i otworzył zaspane oczy. Spojrzał na Comę, który jeszcze chwilę popatrzył na widok, który miał przed sobą i odszedł.
- No śpij już, obudzę cię jak dojedziemy. - powiedział Purdy, który ucieszył się, że istnieje opcja, że Andrew wreszcie się wyśpi i rano będzie kontaktował jak normalny człowiek. Zaczynał się o niego trochę martwić. Był najstarszy z całego zespołu, więc w pewnym sensie, czuł się za niego odpowiedzialny i chciał, żeby wreszcie się wyspał i coś zjadł, ale to tylko marzenia. Andy zawsze robił swoje. Myślał, że jeśli jest dorosły, Ashley nie może mu rozkazywać, czy namawiać do czegoś. Czasami zachowywał się jak dziecko. Po chwili głos kierowcy wypełnił bus, odbijając się od jego ścian. Informował on o tym, że już są na miejscu. Żaden z członków zespołu nie usłyszał nawet dźwięku odpalanego i gaszonego silnika vana. Nawet Jinxx, który siedział najbliżej kierowcy tego nie usłyszał. Andrew ziewnął i niechętnie podniósł się z miejsca. Był tak zmęczony, że nie wiedział nawet, co się wokół niego dzieje, więc poruszał się powoli. Jake, siedzący najbliżej wyjścia, otworzył drzwi i wyszedł pierwszy. Andy poszedł za nim, ale przy jego tempie, wszyscy zdążyli go wyprzedzić. Cały zespół rozczarował się, widząc, że są w tym samym miejscu, gdzie byli kilka minut wcześniej. Popatrzyli po sobie pytającym wzrokiem. Po chwili zorientowali się, że kilka metrów od nich stoi mały, zaniedbany motel, bo czego mogli się spodziewać? Pięciogwiazdkowego hotelu z basenem? Byli przyzwyczajeni do mieszkania w złych warunkach. Nie chcieli tracić pieniędzy na drogie pensjonaty. Dało się słyszeć dźwięki niezadowolenia, ale grupka muzyków, pomimo tego, poszła w stronę budynku. Tylko Andy został w tyle i szedł wolno za nimi. Nie myślał. Był za bardzo zmęczony, żeby to robić. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że idzie środkiem ruchliwej ulicy. Ashley, widząc, to, podbiegł do niego i złapał go za nadgarstek, ciągnąc w stronę chodnika. Andrew otrząsnął się na chwilę i posłusznie szedł obok przyjaciela. Nie chciał go teraz denerwować, bo myślał, że pewnie już był wystarczająco wkurwiony, tym, że musi go znosić. Myślał, że Purdy ma wystarczająco własnych problemów, żeby przejmować się jego. Nie było tak. Ashley nie miał mu za złe, tego, co robił, tego, że w ogóle nie spał i nie jadł. Po prostu martwił się o niego i nie chciał, żeby coś mu się stało.
▲
Andy i Ashley mieli wspólny pokój. Nie chcieli płacić za osobne pokoje, dla każdego członka zespołu, więc mieli w parach. Zawsze tak było. Jeśli nie chcieli spać w busie, wynajmowali pokoje w tanich motelach. Byli już przyzwyczajeni do tego. Nie dziwił ich nawet wygląd tych wszystkich pomieszczeń, w których mieszkali. Odrapane ściany, skrzypiące meble, poplamiona pościel i tania wykładzina na podłogach, były codziennością. Nie potrzebowali luksusowych apartamentów. To im w zupełności wystarczyło. Liczyło się tylko to, że w pokoju znajdowało się łóżko i działający prysznic. Nie tak wyobrażali sobie życie gwiazdy rock'a. Kiedy byli dziećmi, marzyli o graniu koncertów na wielkich scenach, dla milionów fanów, wykrzykujących nazwę zespołu, który znał cały świat, a bilety na ich występy wyprzedawały się w kilka sekund. Nigdy nawet nie pomyśleli, że będą grać w gównianych barach i klubach, dla najwyżej czterystu osób.
- Chcesz dzisiaj wykąpać się pierwszy? - zapytał Ashley, wyjmując ręcznik, z torby, którą zabrał z busa. Nie schował do niej dużo rzeczy. Tylko dwie bluzki, dwie pary czystej bielizny, szampon, mydło i trzy ręczniki. Dzielił torbę z Andy'm, bo po co nosić dwie, skoro wszystkie potrzebne rzeczy zmieszczą się do jednej? Planowali zatrzymać się tu tylko jedną noc, więc po co mieliby zabierać wszystkie, albo przynajmniej większość swoich bagaży? W zasadzie, nie mieli ich dużo, ale jednak trochę tego było. Jedna torba zdecydowanie im wystarczyła. Biersack, słysząc pytanie, wzruszył obojętnie ramionami, ale po chwili burknął pod nosem ciche "jak chcesz". Nie chciało mu się myśleć, więc wolał, żeby Purdy zadecydował w jego imieniu. Samo pytanie, zadane przez Ash'a, wyglądało bardziej na propozycję, albo zdanie oznajmujące, niż na pytanie, ale mniejsza z tym. Andy wziął dwa ręczniki i szampon, po czym otworzył drzwi do łazienki i zamknął je za sobą. Po chwili dało się słyszeć dźwięk bieżącej wody i jego głęboki głos, na co Ashley momentalnie zachichotał pod nosem. Zawsze bawił go zwyczaj śpiewania pod prysznicem, szczególnie wtedy, kiedy robił to Andy. Kiedy usłyszał fragment piosenki KISS, I Was Made For Loving You, nie mógł powstrzymać się od śmiechu, więc zaczął śmiać się na całe gardło, jak na niego przystało. Kiedy Biersack wyszedł z łazienki, spoważniał. Andy miał na sobie tylko ręcznik, a drugim wycierał włosy. Ashley nienawidził widoku jego chudego brzucha. Mógł z łatwością policzyć wszystkie jego żebra, czego nie cierpiał. - Chodź tu. - powiedział, gdy Biersack szukał w torbie swoich ubrań. - Chodź tu. - powtórzył pytanie, ale tym razem głośniej. Andy niepewnie podszedł do niego. Nie wiedział, czego Ash od niego chce i obawiał się na jak bardzo głupi pomysł wpadnie tym razem. Purdy złapał skrawek jego ręcznika, na co Andrew momentalnie się odsunął. - No chodź, przecież cię nie zgwałcę. - na te słowa Biersack powoli przybliżył się do przyjaciela. Ashley podniósł kawałek ręcznika na wysokość jego ud, na których znajdowało się kilka starych blizn. Purdy chciał zobaczyć, czy Andy nic sobie nie zrobił. Widział, że ostatnio był taki jakiś... inny. Był nieobecny i mniej energiczny niż wcześniej. Martwił się o niego. Wiedział, do czego był zdolny, ale ufał mu, że tego nie zrobił. Po prostu chciał się upewnić. - Masz szczęście. - warknął, wziął swój ręcznik i wszedł do łazienki. Andrew ubrał się i położył się na łóżku. Zamknął oczy i po prostu zasnął. Chciał wreszcie odpocząć. To wszystko go przerastało. Trasa męczyła każdego z nich, ale jego najbardziej. Miał już tego powoli dosyć. Chciał wrócić już do domu. Nienawidził samotności. Wolał być z przyjaciółmi. No może i miał przyjaciół przy sobie, ale poza Jake'm, Jinxx'em i CC'm miał jeszcze innych. A co do Ashley'a, chciał, żeby był przy nim cały czas. Lubił go najbardziej z całego zespołu, najbardziej ze wszystkich... Tylko on z nim wytrzymywał i był z nim niezależnie od sytuacji. Gdy się pokłócili... Oni w zasadzie się nigdy nie kłócili. Najwyżej tak dla żartów. Purdy, który właśnie wyszedł z łazienki, uśmiechnął się na widok Andy'ego. Miał zamknięte oczy, a jego klatka piersiowa unosiła się spokojnie i opadała, co znaczyło, że śpi. Wreszcie. Nie pamiętał, kiedy Biersack spał ostatni raz. Pewnie jakoś tak na początku trasy, która zaczęła się miesiąc temu. Ashley, uważając, żeby go nie obudzić, wziął swoje ubrania i założył je na siebie. Włożył buty i zgasił światło, po czym uchylił drzwi wyjściowe, z zamiarem opuszczenia pokoju i nieobudzenia tym Andy'ego.
- Gdzie idziesz? - zapytał Andrew, zaspanym głosem, zapalając lampkę nocną, znajdującą się na szafce obok łóżka. Ash westchnął i usiadł na krawędzi łóżka, po czym Biersack zrobił to samo. Podniósł rękę Ashley'a i objął nią siebie. Ukrył twarz w torsie Purdy'ego i złapał go mocno za rękę.
- Ej, co się stało? - spytał Ash, czując, że ma mokrą bluzkę, a ciało Andy'ego drży. Uniósł lekko jego głowę i popatrzył w jego załzawione oczy. Tak bardzo nienawidził, kiedy płakał... Mógł zrobić wszystko, żeby tylko Biersack chociaż na chwilę szczerze się uśmiechnął, co było prawie nie możliwe.
- N-nic. - powiedział, spuszczając wzrok. Nie potrafił kłamać. Ashley potrafił łatwo wyczuć kiedy mówi prawdę, a kiedy nie. Jego oczy za każdym razem go zdradzały, a po za tym, i tak chwilę później się przyznawał, bo miał wyrzuty sumienia. - Chcę już wrócić do domu... - burknął, kładąc głowę na ramieniu Purdy'ego.
- Ooo... Dzieciacek chce wlócić do lodziców, bo tęśkni za mamusią... - wyseplenił Ash, żeby go trochę rozweselić. Andy skrzyżował ręce na piersi i zrobił minę obrażonego dziecka, ale po chwili zaczął się śmiać. Ashley uśmiechnął się na ten widok. Wreszcie udało mu się go trochę rozweselić. Był z siebie dumny. Nie pamiętał, kiedy ostatnio Biersack szczerze się uśmiechnął. Nie chodziło mu o uśmiech, kierowany w stronę fanów, czy wtedy, kiedy musiał dodać jakieś zdjęcie na Instagram'a, czego nie robił już tak często, tylko taki do niego, albo przez niego. Ashley lubił, kiedy Andrew się uśmiechał. Miał piękny uśmiech, ale nie używał go często, więc widok śmiejącego się Andy'ego był rzadkością. - Idź już spać. Z samego rana wyjeżdżamy bo o szesnastej mamy być już w Denver. - powiedział Purdy, przypominając sobie o tym, że ma coś ważnego do załatwienia i już jest spóźniony. Chciał wykorzystać okazję, kiedy Biersack spał, ale jak na złość, musiał się wtedy obudzić. Ashley wstał z łóżka i poszedł w stronę drzwi.
- Zostań. - Andy momentalnie posmutniał. Nie lubił być sam. Nie lubił, kiedy Ashley go zostawiał w środku nocy samego, w pokoju "hotelowym".
- Muszę coś załatwić. Wrócę za godzinę, a ty idź spać. - powiedział, na co Andrew potrząsnął przecząco głową. Ash podszedł bliżej, po czym Biersack złapał go za rękę i pociągnął w stronę łóżka. Wiedział, że samemu nie uda mu się usnąć. Nie lubił spać sam w takich miejscach. Chciał być z nim... Chociaż przez kilka minut... Poczekam chwilę i pójdę jak uśnie.- postanowił Purdy, po czym położył się obok, plecami do Andy'ego, który po chwili zgasił lampkę i poszedł w ślady swojego przyjaciela. Ashley nakrył go kołdrą. W pokoju było dosyć zimno. Kaloryfery były lodowate, czego można było spodziewać się po warunkach motelu, w którym przebywali. Nie chciał, żeby Andy się przeziębił. Wtedy musieliby odwoływać trasę. Biersack już i tak był o krok od zapalenia gardła. Była jesień, więc nie było zbyt ciepło, ale on i tak robił swoje i chodził bez koszulki, albo najwyżej w bluzce, która pełniła bardziej funkcję ozdoby, niż ubrania, którego celem było chronienie go przed zimnem.
- Branoc. - burknął Andrew, na co Purdy odburknął ciche "dobranoc" i zasnął.
▲
Ashley obudził się w środku nocy. Chciało mu się spać, ale nie mógł, za wszelką cenę, zasnąć. Zapomniał o tym, że jest już spóźniony o kilka godzin, więc na spokojnie usiadł na pościeli i wlepił wzrok w Andy'ego, który spał jak zabity. Wreszcie odpoczął. Te kilka godzin porządnego snu pewnie dobrze mu zrobi i nie będzie aż tak bardzo przemęczony jak wcześniej. O kurwa! - pomyślał Purdy i gwałtownie poderwał się z łóżka. Przypomniał sobie to, o czym miał pamiętać. Założył buty i wybiegł na korytarz, sprawdzając jeszcze ostatni raz, czy przypadkiem nie obudził Biersack'a. Nie obudził. Andrew miał za twardy sen, więc w tym momencie nic by go nie obudziło.
- Czy ciebie pojebało?! - to były pierwsze słowa, które Ashley usłyszał po wyjściu z motelu. Stał przed wysokim, masywnym człowiekiem, w kapturze na głowie. Znał go dobrze. Często się spotykali. Byli umówieni na dzisiaj, a Purdy dobrze wiedział, że za chwilę dostanie opierdol, za to, że się spóźnił. I to tak porządnie spóźnił. - Czekam tu od trzech godzin! Gdyby mnie złapali, oboje mielibyśmy przejebane! - krzyknął, na co Ashley uciszył go gestem ręki.
- Przejebane to my będziemy mieć jak nas ktoś usłyszy, albo zobaczy, więc zamknij swój szanowny ryj i dawaj to po co przyszedłem. - warknął, już ostro zdenerwowany. Dawno nie był taki chamski, ale po prostu chciał jak najszybciej to zrobić. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni, małych rozmiarów worek z białym proszkiem. Purdy uśmiechnął się na sam jego widok.
- Znam miejsce, gdzie możemy to zrobić. - powiedział, dając Ash'owi worek. Purdy ukrył go w kieszeni swojej bluzy, po czym jego "przyjaciel", który tak na prawdę przyjacielem nie był, poprowadził go w stronę małego klubu, obok hotelu.
▲
- Zostań. - Andy momentalnie posmutniał. Nie lubił być sam. Nie lubił, kiedy Ashley go zostawiał w środku nocy samego, w pokoju "hotelowym".
- Muszę coś załatwić. Wrócę za godzinę, a ty idź spać. - powiedział, na co Andrew potrząsnął przecząco głową. Ash podszedł bliżej, po czym Biersack złapał go za rękę i pociągnął w stronę łóżka. Wiedział, że samemu nie uda mu się usnąć. Nie lubił spać sam w takich miejscach. Chciał być z nim... Chociaż przez kilka minut... Poczekam chwilę i pójdę jak uśnie.- postanowił Purdy, po czym położył się obok, plecami do Andy'ego, który po chwili zgasił lampkę i poszedł w ślady swojego przyjaciela. Ashley nakrył go kołdrą. W pokoju było dosyć zimno. Kaloryfery były lodowate, czego można było spodziewać się po warunkach motelu, w którym przebywali. Nie chciał, żeby Andy się przeziębił. Wtedy musieliby odwoływać trasę. Biersack już i tak był o krok od zapalenia gardła. Była jesień, więc nie było zbyt ciepło, ale on i tak robił swoje i chodził bez koszulki, albo najwyżej w bluzce, która pełniła bardziej funkcję ozdoby, niż ubrania, którego celem było chronienie go przed zimnem.
- Branoc. - burknął Andrew, na co Purdy odburknął ciche "dobranoc" i zasnął.
▲
Ashley obudził się w środku nocy. Chciało mu się spać, ale nie mógł, za wszelką cenę, zasnąć. Zapomniał o tym, że jest już spóźniony o kilka godzin, więc na spokojnie usiadł na pościeli i wlepił wzrok w Andy'ego, który spał jak zabity. Wreszcie odpoczął. Te kilka godzin porządnego snu pewnie dobrze mu zrobi i nie będzie aż tak bardzo przemęczony jak wcześniej. O kurwa! - pomyślał Purdy i gwałtownie poderwał się z łóżka. Przypomniał sobie to, o czym miał pamiętać. Założył buty i wybiegł na korytarz, sprawdzając jeszcze ostatni raz, czy przypadkiem nie obudził Biersack'a. Nie obudził. Andrew miał za twardy sen, więc w tym momencie nic by go nie obudziło.
- Czy ciebie pojebało?! - to były pierwsze słowa, które Ashley usłyszał po wyjściu z motelu. Stał przed wysokim, masywnym człowiekiem, w kapturze na głowie. Znał go dobrze. Często się spotykali. Byli umówieni na dzisiaj, a Purdy dobrze wiedział, że za chwilę dostanie opierdol, za to, że się spóźnił. I to tak porządnie spóźnił. - Czekam tu od trzech godzin! Gdyby mnie złapali, oboje mielibyśmy przejebane! - krzyknął, na co Ashley uciszył go gestem ręki.
- Przejebane to my będziemy mieć jak nas ktoś usłyszy, albo zobaczy, więc zamknij swój szanowny ryj i dawaj to po co przyszedłem. - warknął, już ostro zdenerwowany. Dawno nie był taki chamski, ale po prostu chciał jak najszybciej to zrobić. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni, małych rozmiarów worek z białym proszkiem. Purdy uśmiechnął się na sam jego widok.
- Znam miejsce, gdzie możemy to zrobić. - powiedział, dając Ash'owi worek. Purdy ukrył go w kieszeni swojej bluzy, po czym jego "przyjaciel", który tak na prawdę przyjacielem nie był, poprowadził go w stronę małego klubu, obok hotelu.
▲
Jedyne wolne miejsce znaleźli przy oknie. Na szczęście było zasłonięte, więc nikt ich raczej przez nie nie zobaczy. A po za tym, znajdowało się w tej części klubu, gdzie zamiast bawić się i tańczyć w rytm muzyki, siedzi się na niezbyt wygodnych fotelach i pije do stracenia przytomności, albo pali i ćpa, czego prawie nikt nie robił, bo każdy się bał, że policja go złapie. Robiła to tylko mała, sześcioosobowa grupka mężczyzn, w której Ashley był nowy. Robił to kilka razy, ale niezbyt często. Bał się, co będzie jak fani się dowiedzą... Najstarszy z nich, rozsypał proszek na stole i podał wszystkim papierowe rurki. Purdy dostrzegł, że drzwi wejściowe się otwierają, a w nich pojawia się znajoma sylwetka, która zmierza w jego kierunku. Chciał się schować, ale to byłoby bez sensu, bo i tak już został zauważony, więc to będzie trochę dziwne jeśli teraz wybiegnie z klubu i zamknie się w pokoju.
- Umm... hej. - powiedział, nerwowo przygryzając wargę. Miał w głowie tysiące myśli. Jak on mu to nimy wytłumaczy? "Cześć, Andy, przyszedłem tu, żeby się naćpać, fajnie, co nie?"- to odpada. Wiedział, że Biersack go nie wyda, ale obawiał się jaka będzie jego reakcja.
- No, Ash, poczęstuj kolegę. - powiedział jeden z mężczyzn, czemu towarzyszył złośliwy uśmieszek. Podał Andy'emu "papierowe coś", bo tak wszyscy to nazywali, i odszedł.
- Gdzie ty idziesz? - zapytał Purdy ostrym głosem, na co Richard, czyli "pan", z którym był umówiony Ashley, odburknął tylko ciche i trochę złośliwe "zostawimy was samych", po czym wszyscy, oprócz Ash'a i Andy'ego odeszli od stolika. - Co ty tu kurwa robisz?! - warknął Purdy. Dawno nie był tak zdenerwowany na Biersack'a. Nie chciał na niego krzyczeć, ale to w tym momencie było jedynym rozwiązaniem.
- Nie mogłem zasnąć, przyszedłem, żeby napić się kawy... - no tak, kawa była teraz jedynym "posiłkiem", który spożywał, bez proszenia i zmuszania go do tego. Oczywiście, jadł jeszcze coś oprócz kawy, której nawet jedzeniem nazwać nie można, ale były to najczęściej lekkie posiłki, które spożywał wtedy, kiedy musiał. - Może się podzielisz? - spytał, siadając obok Ashley'a.
- A wiesz przynajmniej jak to się robi? - powiedział z kpiącym uśmieszkiem. Dobrze wiedział, że Andrew potrafiłby to zrobić, ale wolał nie narażać go na to. Miał już jedno uzależnienie, więc po co mu kolejne? Gdyby fani się dowiedzieli, pewnie część z nich znienawidziłaby go. Ashley'a pewnie też, ale to niezbyt go obchodziło. Nie zależało mu na tym, ile będzie miał fanów. Mogło być ich pięćdziesiąt, mogło być pięćdziesiąt tysięcy. Nie obchodziło go to zbytnio. Był odporny na wyzywanie go za to, co zrobił, robi, albo chce zrobić. Andy przeciwnie. I właśnie tego Purdy się obawiał. Każdy popełnia błędy, ale Biersack tego nie rozumie. Gdy ktoś powie, że zrobił coś źle, weźmie to do siebie. Nie ukazuje tego. Ukrywa to jak jakąś tajemnicę. Ale tak jest. Ashley za dobrze go znał. Potrafił wyczuć, kiedy jest smutny, kiedy się czymś przejmuje, kiedy się czegoś boi, kiedy się o coś, albo kogoś martwi...
- Wiem. - warknął.
- Udowodnij. - powiedział Ashley, ale zaraz po tym ugryzł się w język. Co ty kurwa robisz?!- pomyślał. Nie wiedział co mówi. Nie chciał, żeby Andy to zrobił, ale było już za późno. Andrew pochylił się nad stołem i drżącą ręką przyłożył jeden koniec rurki do nosa, a drugi umieścił w pobliżu białego proszku. Wziął głęboki wdech, po czym od razu puścił rurkę i odsunął się od stołu. - Jak się czujesz? - zapytał Purdy. Był zły na siebie i na niego, za to, że to zrobił. Miał ochotę się na niego za to wydrzeć, ale za co? To on mu kazał.
- Dobrze... - skłamał. Głowa go bolała i ogólnie źle się czuł. Źle, ale za razem bardzo dobrze, cudownie, zajebiście, świetnie... koszmarnie. Ale pomimo tego, chciał zrobić to jeszcze raz. I zrobił. Razem z Ashley'em. Tracili już nad sobą kontrolę, ale nie przestawali.
▲
Weszli do pokoju, ledwo utrzymując się na nogach. Dziwili się sami sobie, jak przeszli taki kawałek i doszli do motelu w całości. W prawdzie było to trudne, ale jakimś cudem nie wpadli pod samochód. Było ciemno, więc na szczęście nikt ich nie zauważył. Ashley popchnął Andy'ego na łóżko i zaczął rozpinać rozporek jego spodni. Nie panował nad sobą.
- Gdzie ty idziesz? - zapytał Purdy ostrym głosem, na co Richard, czyli "pan", z którym był umówiony Ashley, odburknął tylko ciche i trochę złośliwe "zostawimy was samych", po czym wszyscy, oprócz Ash'a i Andy'ego odeszli od stolika. - Co ty tu kurwa robisz?! - warknął Purdy. Dawno nie był tak zdenerwowany na Biersack'a. Nie chciał na niego krzyczeć, ale to w tym momencie było jedynym rozwiązaniem.
- Nie mogłem zasnąć, przyszedłem, żeby napić się kawy... - no tak, kawa była teraz jedynym "posiłkiem", który spożywał, bez proszenia i zmuszania go do tego. Oczywiście, jadł jeszcze coś oprócz kawy, której nawet jedzeniem nazwać nie można, ale były to najczęściej lekkie posiłki, które spożywał wtedy, kiedy musiał. - Może się podzielisz? - spytał, siadając obok Ashley'a.
- A wiesz przynajmniej jak to się robi? - powiedział z kpiącym uśmieszkiem. Dobrze wiedział, że Andrew potrafiłby to zrobić, ale wolał nie narażać go na to. Miał już jedno uzależnienie, więc po co mu kolejne? Gdyby fani się dowiedzieli, pewnie część z nich znienawidziłaby go. Ashley'a pewnie też, ale to niezbyt go obchodziło. Nie zależało mu na tym, ile będzie miał fanów. Mogło być ich pięćdziesiąt, mogło być pięćdziesiąt tysięcy. Nie obchodziło go to zbytnio. Był odporny na wyzywanie go za to, co zrobił, robi, albo chce zrobić. Andy przeciwnie. I właśnie tego Purdy się obawiał. Każdy popełnia błędy, ale Biersack tego nie rozumie. Gdy ktoś powie, że zrobił coś źle, weźmie to do siebie. Nie ukazuje tego. Ukrywa to jak jakąś tajemnicę. Ale tak jest. Ashley za dobrze go znał. Potrafił wyczuć, kiedy jest smutny, kiedy się czymś przejmuje, kiedy się czegoś boi, kiedy się o coś, albo kogoś martwi...
- Wiem. - warknął.
- Udowodnij. - powiedział Ashley, ale zaraz po tym ugryzł się w język. Co ty kurwa robisz?!- pomyślał. Nie wiedział co mówi. Nie chciał, żeby Andy to zrobił, ale było już za późno. Andrew pochylił się nad stołem i drżącą ręką przyłożył jeden koniec rurki do nosa, a drugi umieścił w pobliżu białego proszku. Wziął głęboki wdech, po czym od razu puścił rurkę i odsunął się od stołu. - Jak się czujesz? - zapytał Purdy. Był zły na siebie i na niego, za to, że to zrobił. Miał ochotę się na niego za to wydrzeć, ale za co? To on mu kazał.
- Dobrze... - skłamał. Głowa go bolała i ogólnie źle się czuł. Źle, ale za razem bardzo dobrze, cudownie, zajebiście, świetnie... koszmarnie. Ale pomimo tego, chciał zrobić to jeszcze raz. I zrobił. Razem z Ashley'em. Tracili już nad sobą kontrolę, ale nie przestawali.
▲
Weszli do pokoju, ledwo utrzymując się na nogach. Dziwili się sami sobie, jak przeszli taki kawałek i doszli do motelu w całości. W prawdzie było to trudne, ale jakimś cudem nie wpadli pod samochód. Było ciemno, więc na szczęście nikt ich nie zauważył. Ashley popchnął Andy'ego na łóżko i zaczął rozpinać rozporek jego spodni. Nie panował nad sobą.
***************************
6 komentarzy = nowy rozdział.
Czytasz = komentujesz. Wystarczy napisać "czytam".
Poprzednie rozdziały usunę dzisiaj, albo jutro.
Poprzednie rozdziały usunę dzisiaj, albo jutro.